Górna Łeba wędkarska pustynia


Opisując ten odcinek rzeki, punktem orientacyjnym jest hodowla pstrąga tęczowego w Paraszynie.
Rzeka poniżej, do leśniczówki oraz jej górny bieg powyżej jazu, przez siedlisko przy starym młynie, aż do jednostki wojskowej, to piękny ale bezrybny fragment rzeki.
Łeba w swoim biegu przemierza tam stary, mieszany las, chwilami przechodząc w nieużytki i łąki, by ponownie licznymi zakrętami poprowadzić nas w dzikie leśne ostępy.
Woda zwykle płynie wartko po kamienistym i żwirowym dnie, płytko, choć liczne doły i zawady ze starych pni oraz nieoczekiwane zakręty, rozbudzają wyobraźnię łowców pstrągów.
Odcinek ten odwiedzałem sam i w wędkarskim towarzystwie, wielokrotnie na przestrzeni wielu lat, stale wierząc, że tylko niedostatek wędkarskich umiejętności jest przyczyną powrotu o kiju.
Nie licząc kilku drobnych pstrągów i jednego lipienia, rzeka obdarzyła jedynie pięknymi widokami.
Choć jak w przypadku każdej rzeki, tak i w tu krążyły mity o legendarnych pstrągach zamieszkujących tą krainę, to wobec tego odcinka, mitami pozostały.
Trudno spotkać tu wędkarza muchowego, trudno też spinningistę, co tym bardziej zastanawia i wskazuje na bezrybność odcinka.
Przed laty głównym podejrzanym wypierającym rodzimą populację łososiowatych, był pstrąg tęczowy pochodzący z hodowli, jednak jej właścicieli znam od młodości, z czasów wspólnej nauki w gdyńskim liceum a wędkarska pasja a przede wszystkim zainteresowanie wszystkim, co pstrągów dotyczy. często kierowała moje kroki na hodowlę, która powstawała w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
Piękne, stare czasy gdy ciekawość pozwalała zapomnieć o lodowatej wodzie, w której spędzaliśmy godziny w gumowych butach, jedynie dostępnych w Centrali zaopatrzenia rybackiego.
Odmrożone dłonie, na które sypano nam ikrę nie zdatną do zapłodnienia, którą na surowo zjadaliśmy na stawach, ziarna o smaku tranu, połączonego z kurzym żółtkiem i posmakiem mięsa raka.
Pieczone pstrągi lub zupa Uha, sporządzana zgodnie z rosyjskim przepisem, która wydawała się wtedy szczytem kulinarnej sztuki a jej smak na lata zapada w pamięć.
No i tarlaki, ogromne tęczaki, których widok przyspieszał bicie serca, gdy wyobraźnia podpowiadała scenariusz spotkania tak wielkiej ryby w rzece.
Wtedy każda para rąk była pomocna i zwykle w grupie wielu przyjaciół odwiedzaliśmy często Paraszyno, pomagając w sortowaniu ryb, załadunku, wycieraniu tarlaków, kontroli krat wlotowych jesienną porą, gdy rzeka niosła tony liści.
Były to pionierskie czasy a początkowo stawy ziemne i prosty system zabezpieczeń osadnika oraz kanałów odprowadzających wodę do rzeki, sprzyjał ucieczkom tęczaka.
Jednak wieść o tym szybko roznosiła się wśród okolicznej ludności i wędkarzy , którzy nie dawali mu większych szans pozostania w rzece, zwłaszcza że przywykły do karmienia pstrąg, nie opuszczał odcinka przyległego do hodowli.
Szczególnie, że usytuowany kilometr powyżej hodowli jaz, zamykał drogę uciekinierom w kierunku górnego biegu rzeki.
Dziś Paraszyno to ogromny nowoczesny obiekt, doskonale zabezpieczony z systemem wielu osadników i praktycznie od bardzo wielu lat, pstrąg tęczowy nie pojawia się w Łebie.
http://sprl.pl/informacje-o-sprl/nasze-hodowle/hodowla-ryb-paraszyno--d-gorbaczow
Nawet w tamtych pionierskich dla hodowli czasach, ilość tęczaka przypadkowo migrującego do rzeki nie mogła być przyczynną wypierania gatunków miejscowych, pstrąga potokowego i lipienia.
Co zatem stało się z górna Łebą?
Pewnie jak to często bywa, przyczyn jest wiele.
Kłusownictwo … i to swego czasu wędkarskie i to okolicznej ludności, brak gospodarza wody, zarybień a szczególnie kontroli.
To odludny świat, gdzie kilometrami nie spotkasz żywego ducha.
Odcinek raczej niemożliwy do upilnowania w obecnym systemie i organizacji związkowej kontroli.
Nie docieram tam troć, której ochrona tarlisk zwykle motywuje lokalną społeczność wędkarzy do ochrony i opieki.
Łeba w swym górny biegu płynie jakby zatrzymana w czasie i to tym, nie najlepszym w historii rzeki.
Górną Łebę odwiedzę pewnie jeszcze nie raz, towarzysko odwiedzając starych przyjaciół i wędkarsko z sentymentu, jednak pewnie pozostanie mi cieszyć się jedynie dobrym towarzystwem i pięknymi widokami na jej brzegami.
Szkoda tej rzeki, która płynie malowniczą doliną, tak charakterystyczną dla kaszubskich krajobrazów, wyrzeźbionych morenami lodowca.
Szkoda tej okolicy, gdzie pięknie odrestaurowany dworek w Paraszynie, obecnie uroczy hotelik, mógłby być bazą dla spragnionych pomorskich przygód wędkarzy z Polski.

Jedynym pocieszeniem jest zachowany pierwotny charakter rzeki, który póki co odstrasza kajakarzy,
Obawiam się jednak, ze prędzej amatorzy wioseł obejmą górna Łebę w posiadanie, niż stanie się krainą miodem i mlekiem płynącą dla wędkarzy …