Pojedynczy, tęczowy dublet



Tytuł dość przewrotny, tak jak dzisiejsze spotkanie z kolejnym pstrągiem tęczowym. Jeśli chodzi o pogodę, dzień odmienny, ciężkie chmury i opady małego gradu, przemieszane ze śniegiem, choć wyjątkowo ciepło, przynajmniej w znaczeniu temperatury odczuwalnej na dłoniach. Taka aura, to potrzeba wyboru innej tonacji i kolorystyki woblera, przynajmniej tak twierdzą doświadczeni łowcy łososiowatych. Im ciemniejszy dzień, tym ciemniejszy wobler a pudełko z przynętami wypełnione jaskrawymi lub jasnymi wzorami. Co teraz ?

Pierwsze godziny to bezcelowe kuszenie pomarańczowymi woblerami, wyjątkowo nie przystającymi do dzisiejszej wody, oczywiście bezskuteczne. Jak to nad rzeką Redą bywa, jej nieprzewidywalność często obdarza nieoczekiwanymi wydarzeniami, tak i dziś rzeka uraczyła mnie woblerem, który odzyskałem z wody przy uwalnianiu własnego z zaczepu. Wyciągnięty z nurtu, zamotany kawałek plecionki z zielskiem skrywał wobler „Góral”, wyglądający na nówkę, choć to nic nadzwyczajnego, zważywszy ilu wędkarzy obławia rzekę oraz ile przynęt pada łupem podwodnych pułapek.


Mimo, że żywy w kolorach, jednak okazał się być najciemniejszym w moim arsenale i od razu powędrował na końcówkę zestawu. Rzeczna znajda okazała się strzałem w dziesiątkę i w kolejnej godzinie skusiła pstrąga tęczowego, niewiele mniejszego od przedwczorajszego, takie uczciwe 50 cm. Jak widać czasem rzeka sama podpowiada, jak znaleźć sposób na wędkarski sukces, szczególnie tak pokręcona i przewrotna, jak rzeka Reda.




Szkoda tylko, że ostatnie roztopy odsłoniły spod śniegu brzegi, które wyglądają makabrycznie w postaci niezliczonych śmieci, upychanych przez wędkarzy w śnieżnych zaspach. Rzeka wygląda ponuro, mimo klarownej i przejrzystej wody a odsłonięte niskim jej stanem łachy nabrzeżnego piachu pokrywają wszelkie maści żelastwa i plastiki, wyciągane z dna rzeki na spinningowych zestawach. Choć każdy kolejny dzień może przynieść okazję do spotkania następnego tęczaka, wypada odpuścić na czas jakiś wędkowanie, by odpocząć od widoku zadeptanej rzeki. Marzec już blisko i mam nadzieję, że wiosenny powiew wprowadzi mnie w lepszy nastrój i pozwoli powrócić nad brzegi Redy, może nareszcie z wędką muchową.