Prawda leży pośrodku



Do końca okresu ochronnego lipienia pozostał nieco pond miesiąc, dużo to i mało zważywszy wobec jakiej decyzji stajemy w nadchodzącym sezonie w kwestii zabierania ryb tego gatunku z łowiska. Od kilku lat ścierają się poglądy i opinie wędkarzy, których podział staje się coraz bardziej wyraźny, w jednym przypadku trzymających się regulacji zapisanym w RAPR, w drugim wyznających nieprzejednane stanowisko o całkowitym zakazie pozyskiwania lipienia z naszych rzek. Niejako na drodze jednych i drugich pojawiają się lokalne przepisy wyznaczające odstępstwa od RAPR w postaci innych, wyższych wymiarów ochronnych, ograniczenia limitów dziennych przez wprowadzenie w to miejsce okresowych oraz postanowienia regulujące nadmierną presje wędkarską w postaci limitów wejść na łowisko. Niezależnie jak przepisy stanowią pozostaje kwestia subiektywnego podejścia do tematu, czyli wyboru czy bezkrytycznie wykorzystać możliwości jakie stwarzają z nadzieją i wiarą, że obowiązujące są właściwe, wprowadzone na czas, aktualne i z wykorzystaniem wszelkich dostępnych możliwości decyzyjnych. Niestety jest to złudne i pokrętne myślenie, uznające decyzje władz PZW różnych szczebli za jedynie słuszne i w związku z tym zwalniające nas od myślenia. Nasza wędkarzy i związkowa praktyka jednak zdążyła już nauczyć, że widzenie kondycji oraz liczebności populacji lipienia w obu przypadkach bywa często odmienne. Nadal wiele Okręgów traktuje lipienia jak motor napędzający stan związkowej kasy a postulowane zmiany w regulacjach co do sposobu jego połowu, są działaczom nie w smak a ich wprowadzenie napotyka na betonowy opór. Ponieważ nic nie zapowiada rewolucyjnego podejścia ani w sposobie myślenia władz okręgowych ani tym bardziej idących za tym szybkich, rozsądnych i adekwatnych do obecnej sytuacji zmian, pozostaje nam własny osąd i wynikające z niego decyzje.

Chwilowo darując sobie co dzieje się ponad naszymi głowami, powróćmy zatem do obu postaw wędkarskich a w zasadzie to trzeciej prezentowanej jako moje stanowisko w tej sprawie. Śledząc od długiego czasu wypowiedzi kolegów na forach kreujących dwie radykalne i przeciwstawne opinie czy lipienia zabierać w majestacie prawa  zgodnie z przysługującymi limitami czy nie, jestem zmuszony nie zgodzić się ani z jedną ani z drugą stroną.  Bez obawy o krytyczną ocenę tego co za chwile napiszę, powodowaną często uprzedzeniem personalnym lub zwykłą sposobnością do anonimowego i bezkarnego chamstwa okazywanego na forach.

Jednym słowem wybieram się na łowisko z zamiarem pozyskania lipienia w znaczeniu zabrania z wody, czyli potraktowania go jak każdej innej ryby. Natomiast zamiar pozyskania nie oznacza bezkrytycznego i bezwarunkowego dokonania tej czynności. Ujmując rzecz najprościej w łowieniu ryb odnajduję również wszelkie atawistyczne przyjemności, które podpowiadają że celem wędkarskiej wyprawy jest ryba w siatce, stanowiąca jej ukoronowanie. Nie dam się zwariować wszelkimi teoriami o sportowym charakterze wędkarstwa, sprowadzonym do przyjemności przerzucania ryb w rzece łącznie z ich patologiczną i sprowadzoną do absurdu formułą zawodów wędkarskich w przypadku łososiowatych.  Z drugiej zaś strony nie uznaję za słuszne aktualnie obowiązujące przepisy, ze względu na ich nikłą rygorystyczność  a tym bardziej kurczowe trzymanie się ich brzmienia umożliwiającego korzystanie z absurdalnie wysokich limitów dziennych. Pozostawiam zatem sobie moralne prawo i czyste sumienie w przypadku decyzji o zabraniu lipienia, poprzedzonej jednak wiedzą o kondycji jego populacji w konkretnym łowisku.  W praktyce oznacza to 2 - 3 lipienie w sezonie z rzeki na użytek kulinarny, których pozyskanie uznaję za zdecydowanie mniejszą szkodę niż straty wynikające z  rozgrywania zawodów wędkarskich na tym gatunku, skutkujące śmiertelnością ryb a których podstawą jest praktycznie lipieniowy narybek.

Choć dziś dla przeważającej a nawet przytłaczającej ilości naszych rzek oznacza to całkowitą rezygnację z lipienia w muchowym koszyku, nie zmienia to podejścia co do samej zasady. Uznaję za lepszą postawę - mogę, mam do tego niekwestionowane prawo, ale nie chcę w przeciwieństwie do  bezwarunkowego zakazu wynikającego wyłącznie z pokrzykiwania ortodoksyjnych wyznawców no - kill, lub sposobności wynikającej z regulaminu. W moich przyszłych wędkarskich opowieściach zapewne odnajdziecie takie obrazy jak ten otwierający dzisiejszy wpis, lub jak na zdjęciu poniżej z uwalniania okazałego lipienia. Wam pozostawiam wybór drogi u progu sezonu lipieniowego, może w postaci własnego limitu rocznego, który często oznaczać będzie zero. Jednak pozostawi Wam przyjemność uprawiania wędkarstwa w formie do jakiego zostało stworzone,  bez narażania się na publiczny lincz dokonywany przez hipokrytów w przypadku gdy jednak zdecydujecie się na zabranie lipienia z łowiska. Twórzmy własne standardy, bardziej rygorystyczne niż wynikające z regulaminu łowisk, ale tam gdzie to jest dopuszczalne i możliwe nie pozbawiajmy się przyjemności umieszczenia ryby w muchowym koszyku.