Lipienie na stres i pływające lodówki


Już mnie zmęczyła ta dyskusja na temat zainicjowany w poprzednim wątku, szczególnie ta trwająca na FFF. Jako, że jak zwykle do porozumienia nie dojdziemy, jedynym sposobem odreagowania był szybki wypad na wodę. Niedziela to niezbyt szczęśliwy termin, bo to czas kajaków, ale zawsze można liczyć na chwilową przerwę w potoku spływających łódek, lub brak zapału do przemierzania rzeki tego dnia. Wybrałem sobie prostkę o dość żwawym nurcie, bo w innych miejscach przy obecnie mizernym uciągu wody nie ma nawet co próbować. Stoję sobie już po środku nurtu, kukam w prawo, kukam w lewo, nadstawiam słuchy i nic, kajaków ani widu. Dobrze jest, linka na wodę i co? Ano dla odmiany płynie sobie rzeką lodówka. Nie jakaś tam pierwsza z brzegu i byle jaka, ale solidnie oprawiona przez zbieraczy złomu. Jedyne pociesznie, że jest to cicha jednostka, bez obsady wioślarskiej przeklinającej rzekę i swój na niej los. Kiedy już uporałem się z wydobyciem lodówkowego statku widmo, otworzyła się dla mnie kraina lipieni. 



Wypuszczona na solidną odległość nimfa, czesała sobie rzeczną toń, wykonując niespieszne pętle i zwroty kierowane unoszoną na wodzie linką. Już po kilku minutach solidne szarpnięcie i piękny lipień na kiju, tak pod 40 cm. Niewiele później drugi, nieco mniejszy. ale równie waleczny. Oba po pamiątkowej fotce wróciły do rzeki a ja do domu, bo nad okolicznymi wzgórzami zaczęło grzmieć, zapowiadając pierwszą od długich tygodni burzę. W chwil gdy piszę te słowa siedzę w zaciszu domu, spoglądając na deszcz, tak upragniony od miesiąca. Rzeka zapewne zmieni nieco swoje oblicze, może napływ wody deszczowej podniesie jej stan dając drogę pierwszym letnim srebrniakom. Jednak co by się nie wydarzyło, na " moje " lipienie zawszę mogę liczyć.