Dziś wita Was Andrzej, mój przyjaciel i niezastąpiony towarzysz wędkarskich wypraw. Uzbierało się już pewnie ze 30 lat wspólnych wyjazdów na wszelkie wody pomorza. Dawniej ze spinningiem, obecnie przynajmniej w jego wykonaniu wyłącznie z wędką muchową. To za jego sprawą zawitaliśmy nad wody Łeby, bo przecież nie można się oprzeć pokusie udziału w majowym misterium. Jestem uczepiony Redy jak rzep i rzadko udaje się gdzieś, dalej mnie wyciągnąć. Z tego tez powodu wstyd się przyznać prawie nie znam Łeby, rzeki oddalonej zaledwie o 25 km od mojego domu. Teraz odkrywam ją za sprawą Andrzeja, dla którego zapuszczanie się w zakamarki rzek pomorza jest sprawą oczywistą, wręcz wędkarskim nakazem. Tak też trafiliśmy popołudniowa porą nad wody Łeby, w nadziei spotkania obżerających się jętką potokowców. Rzeka powitała nas wymarzoną, ciepłą i bezwietrzną pogodą, jednak przy normalnym stanie wody jej kolor pozostawiał sporo do życzenia. Niestety była mocno trącona, niewiele różniąca się przejrzystością od Redy po ostatnich burzach. Czas oczekiwania na wylot jętki przyszło mi zatem umilić gonitwą z aparatem po okolicznych łąkach i zakrzaczonych brzegach. Nie odmówiłem sobie także odrobiny spinningu, ale w tych warunkach i przestawieniu klapek w rozumie pstrągów na to co na wodzie siada, efekty były mizerne. Dwa wyjścia do twistera, jedno zakończone solidnym uderzeniem niestety w chwili gdy opuszczał już wodę, tyle było mojego.
Łeba choć nieco przypomina Redę,
jest zdecydowanie bardziej dziką rzeką. Nienaruszoną ręką
naprawiaczy świata a jej nurt zawalony pniami i gałęziami oferuje
niezliczone, potencjalne miejscówki. Mimo, że linia brzegowa jest
bardzie prosta z łatwością odnaleźć można kuszące rynny, wlewy
lub podmyte burty. W wielu miejscach dostępu do wody broni zwarta
nadbrzeżna roślinność a widok starych zmurszałych pni nie należy
do rzadkości.
Wodę otaczają rozległe łąki i nieużytki,
królestwo zwierząt charakterystycznych dla podmokłych obszarów
rzecznej doliny. Praktycznie w jednym miejscu spotkać tu można
zbiór gatunków roślin, którego nie powstydził by się niejeden
zielnik. Wokół rzeki jest przestrzeń, powietrze nasycone aromatem
wczesnego lata i takie też barwy, zmieniające swój odcień z każdą
chwilą zachodzącego słońca.
Bniec czerwony, lepnica czerwona, lepnica dwupienna (Melandrium rubrum Garcke) – gatunek rośliny należący do rodziny goździkowatych, w Polsce pospolity
Miejsc do swobodnego muchowania jest
mało, tak jak to jedno z nielicznych i na takiej łączce
przyszło nam podjąć próbę skuszenia pstrąga. Jętki roiło się
niewiele, zaledwie pojedyncze owady z rzadka siadały na wodę, choć
im dnia ubywało, co raz liczniejsze ryby dawały znać o swoim
apetycie. Niestety zdecydowana większość zbiórek odbywała się w
całkowicie niedostępnych dla linki muchowej miejscach a potokowce
upodobały sobie stanowiska pod nawisami krzaków sięgającymi lustra
wody, oczywiście na przeciwległym brzegu. Może wybór odcinka
rzeki nie był zbyt fortunny, może umiejętności brakło a może
tak miało być, by w miejsce niezliczonych prezentacji muchy móc
nacieszyć oczy widokiem kręgów na wodzie i wyskakujących nad jej
powierzchnię pstrągów. W takiej scenerii pozostawiłem Andrzeja,
bo obaj na niewielkiej łączce, to o dwóch za dużo. Próbowałem
złapać miejscową jętkę, która zgodziła by się pozować do
zdjęcia, choć bezskutecznie. Jak widać do ekwipunku muszę
dołączyć siatkę na owady, ale jak tak dalej pójdzie to zabraknie
mi rąk dla muchowej wędki. Szkoda bo ubarwienie jętek na Łebą
było niezmiernie ciekawe - były popielate. Przelatywały na tyle
wysoko by nie dały się chwycić, lecz na tyle nisko by móc dobrze
im się przyjrzeć. To pouczająca obserwacja co do wyboru
kolorystyki jętkowych imitacji, bo nawet w zakamarkach muchowych
pudełek nie odnaleźliśmy takiej tonacji.
Uwaga, zbiera ...
Tak czy inaczej pogoniłem w swoja
stronę i dopiero głos Andrzeja przywołał mnie na miejsce akcji.
Niestety nieco się spóźniłem by uwiecznić sam połów, jednak
portret pstrąga otwierający dzisiejszy wpis jest choć namiastką
niezarejestrowanych chwil. Pstrąg nie był duży, ale i tak stanowił
akcent wieczoru spędzonego nad brzegami malowniczej Łeby. Ważne,
że skusił się na jętkę z całym misternym obrządkiem należnym
tej niepowtarzalnej porze roku. Łeba żegnała nas barwnym zachodem
słońca a koniec dnia nieodmiennie zapowiadał nadejście następnego, który
zapewne spędzimy nad kolejną rzeką.