Czerwone światło dla łososia

Wprowadzenie: 
Wielokrotnie głosiłem swój pogląd o konieczności zmiany przepisów ujętych w Regulaminie Amatorskiego Połowu Ryb, w części dotyczącej przysługujących obecnie limitów dziennych ryb łososiowatych, na czele z pstrągiem morskim (trocią) i łososiem. To, że sprawa pozostaje bez echa na szczeblu ZG PZW i większości Zarządów Okręgowych, to jedno zło. Drugim jak się okazuje, jest drastyczny spadek liczebności łososi w wodach zlewni Morza Bałtyckiego, opisany w artykule opublikowanym na Portalu Salmon.pl, tekst cytowany w całości poniżej, gdzie jedną z przyczyn autor wskazuje  dziesiątkowanie ryb przez floty rybackie. Jak podaje "Magazyn Przemysłu Rybnego" Nr 3, maj-czerwiec 2013, mamy do czynienia również z rekordową konsumpcją łososi. 
Cytuję:
" Wg Kristin Pettersen dyrektor polskiego rynku w Norweskiej Radzie ds. Ryb i Owoców Morza, w roku 2012 konsumpcja produktów z łososi w polskich gospodarstwach domowych wzrosła o 152%, osiągając poziom 14 tysięcy ton. Po raz pierwszy spożycie łososi świeżych było wyższe niż spożycie łososi wędzonych. Produkty z łososi są nabywane przez 16% polskich gospodarstw domowych a średnia częstotliwość zakupu łososi przez te gospodarstwa wynosi 1,4 raza miesięcznie. Wg Kristin Pettersen najważniejsze czynniki rozwoju rynku detalicznego łososi, to: dostępność (m.in. obecność łososi świeżych w supermarketach) oraz dobra ekspozycja i promocja. Dodajmy, że w 2012 r. łosoś świeży charakteryzował się bardzo korzystną ceną"

Wobec przytoczonych danych w obu opracowaniach, warto się zastanowić nad doktryną części polskich wędkarzy upatrujących ochronę łososiowatych jedynie przez metodę No -kill, tak chętnie odsyłających nas do supermarketów. Ich argumenty - nie zabieramy ryb w swej szlachetności a wszelkie potrzeby kulinarne zaspokajamy zakupem, jak widać w przypadku łososia szybko mogą stać się mało realne, mimo optymistycznych danych o wzroście konsumpcji. Co gorsze władze PZW uznały za wystarczającą w swej skuteczności postawę No-kilowców, niejako chętnie zwalniając się od własnych działań, analiz, opracowań wniosków i zaleceń. Kłopot tylko w tym, że nie robiąc nic, za chwilę nie będzie łososi ani w naszych, czy europejskich rzekach ani w supermarketach. Zarówno łosoś, morski pstrąg, jak i pozostałe gatunki wymagają działań ochronnych idących znacznie dalej, niż czubek nawet najbardziej zadartego nosa polskiego wędkarza. PZW może niewiele, PZW zawsze może niewiele, ale w przypadku łososiowatych bezwzględnie winno wrzucić swój kamyczek do europejskiego ogródka w postaci natychmiastowego ograniczenia ilości łososiowatych pozyskiwanych z naszych rzek. 

Szanowni działacze, czas ostateczny by na problem łososiowatych przestać patrzeć przez pryzmat związkowej składki a ze swego stołka dostrzec dramatyczną i pogarszającą się sytuację tej grupy ryb ... W tym miejscu odsyłam związkowych decydentów oraz Was Koledzy, do treści artykułu autorstwa Marcina Rogowskiego:

"Alarmujące spadki wchodzących łososi w norweskich rzekach"

Na skutek alarmujących raportów z norweskich rzek, mówiących o drastycznym spadku na niektórych obszarach liczby wstępujących łososi, w połowie lipca bieżącego roku tamtejsza Agencja Ochrony Środowiska wprowadziła częściowy zakaz połowów łososia atlantyckiego.

Zakazy i limity dotknęły  m.in. obszarów: Trondheimsfjorden (rz. Orkla, Gaula, Nidelva, Stjørdals - tu spadki osiągnęły od 30 do 60% w stosunku do poprzednich lat), Nord-Troms (rz. Reisa) oraz Vest-Finnmark (rz. Alta). Rybacy zrzucają winę na przemysłowe hodowle łososia i choroby, które przenoszą do środowiska naturalnego, hodowcy zaś odpierają zarzuty, zwracając uwagę na zmiany klimatyczne i związane z nimi spadki zasobów pokarmowych łososi na ich morskich żerowiskach, zapominając o tym, że sami je rujnują na potrzeby hodowli. Wiadomo jednak, że młode łososie z północnej Norwegii, Finlandii i Rosji (Półwysep Kola), po spłynięciu do morza wędrują na odległe żerowiska wokół Grenlandii i Wysp Owczych, gdzie, mimo ochronnych traktatów, są dziesiątkowane przez flotę rybacką wielu krajów. W drodze powrotnej na tarliska trafiają na norweską zaporę sieci aktywnych i biernych, w tym zabójczo skutecznych sieci klinowych krogarn (kilenot), których używanie wciąż jest w Norwegii dozwolone. Jak ostatnio wykazali naukowcy z Norwegii, Finlandii i Rosji,  zaledwie 30-40% ryb omija te zapory i trafia w strefę przyujściową rodzimych rzek (wg nich ok. 70% łososi wracających do rosyjskich rzek Półwyspu Kola trafia w sieci norweskich rybaków, co zagraża tamtejszym populacjom; trzeba dodać, że łososie rosyjskie to ostatnie dzikie stada, nieskażone genetycznie osobnikami z hodowli). Tu czekają na nie kolejne zabójcze pułapki, a dalej właściciele gruntów mający prawa do odłowów, koczowniczy lud Sámi, a na samym końcu wędkarze, mający za niemałe pieniądze największe ograniczenia, a łowiący łososiowe niedobitki.

Wysiłki naukowców i organizacji, walczących o zachowanie tego niezwykłego gatunku, idą w kierunku przekonania rządów wszystkich krajów do zaniechania połowów na morskich żerowiskach i trasach wędrówek, skupiając ewentualne komercyjne pozyskiwanie ryb do stref przynależnych rodzimym rzekom, gdzie można w miarę skutecznie szacować zasoby i regulować wielkość połowów. Zasadą powinno być wydawanie zezwoleń na rybackie połowy dopiero wtedy, gdy do rzeki weszła odpowiednia dla odtworzenia stada ilość tarlaków. Nigdy jednak odłowy nie powinny być zbyt "szczelne", a to dlatego, żeby umożliwić wejście do rzeki także osobnikom późniejszego ciągu i umożliwić im udział w zachowaniu puli genowej danej populacji na historycznym, właściwym dla danych warunków poziomie. Niestety, tak dobrze w Norwegii nie było, nie jest i nie zanosi się na zmiany. Ten najbogatszy kraj świata w swoisty sposób dba o tradycje, miejsca pracy i utrzymanie zaludnienia na swoich północnych, arktycznych rubieżach. Tam nadal można zobaczyć płetwala karłowatego, wpływającego do fiordu, a za nim w pogoni łodzie wielorybnicze z harpunami - podobno w celach naukowych. Co tam łososie...

Legendarna Alta wciąż nie zawodzi

​Pomimo, że jej wyjątkowe stado gigantycznych dzikich łososi jest zagrożone i zdaniem wielu specjalistów nie da się go utrzymać bez specjalnych środków, to nadal wiedzie prym w wędkarskich połowach. W tym sezonie, oprócz zakazów rybackich, wprowadzono także dodatkowe ograniczenia dla wędkarzy, narzucając im od 27 lipca obowiązek wypuszczania wszystkich złowionych samic. Rzeka, za sprawą lokalnego partnerskiego zrzeszenia rybackiego - ALI (Alta Laksefiskeri Interessentskap), które zarządza rzeką od 1880 roku, była i jest nieco bardziej chroniona przed odłowami gospodarczymi i rekreacyjnych niż pozostałe norweskie rzeki łososiowe. Niestety, działania te nie są wystarczające. Zdają sobie z tego sprawę wędkarze, zarówno miejscowi, jak i szczęśliwcy z różnych stron świata, z których wielu zrezygnowało dobrowolnie ze skromnych limitów, zwracając wolność także złowionym samcom. Dlaczego „szczęśliwcy”? Ponieważ, żeby łowić w Alcie będąc obcokrajowcem trzeba najpierw wpłacić bezzwrotne wadium w wysokości 400 NOK uprawniające do udziału w swoistej loterii, a następnie szczęśliwie wylosować jedną z 80-ciu licencji na około 1000 osób biorących w niej udział (w 2012 roku było ich ok. 960). Licencje są dwóch rodzajów: ekskluzywne (tzn. bardzo drogie) i drogie, a ich cena uzależniona jest od sektora, okresu połowu i ilości dni (zwykle 1 lub 2 dni w czerwcu i lipcu oraz 3 lub 6 dni w sierpniu). Chętnych jednak wciąż nie brakuje, a rzeka odpłaca im niezapomnianymi wrażeniami.


Chris Buckley z ponad 19 kg (44 lb) łososiem; Alta, 11 lipca 2013 r. (fot. ASF)

Jednak nie ma to, jak u siebie...

Rzeki u nas równie piękne, co w Norwegii. Nietknięte ludzką ręką, z krystalicznie czystą wodą i zasobne w tarliska meandrują dolinami wśród lasów i łąk. Łososi atlantyckich rodem z Łotwy dziś u nas w bród. Doskonale zaaklimatyzowały się w naszym nieskażonym środowisku, a ich samoodtwarzalne stada bezpieczne są od wszelkich zagrożeń. Udaną ich reintrodukcję ogłosił przecież sam twórca i koordynator programu, profesor Ryszard Bartel, a dbający o swoich członków Polski Związek Wędkarski, za głosem najzdolniejszych na świecie polskich polityków, zezwolił w ciągu 9-cio miesięcznego sezonu łowić ich do woli, w tym pozbawiać życia po 2 sztuki dziennie, bez względu na płeć, byle były dłuższe niż 35 cm. Daje to skromną liczbę ok. 540 łososi rocznie, którą może pozyskać każdy wędkarz posiadający łatwo dostępne zezwolenie. I tak jest niezmiennie już od 20 lat. Rybacy na Bałtyku chyba też są szczęśliwi, bo przecież u nich łosoś to troć wędrowna, a troć to też ryba. Nie mogą narzekać nawet kłusownicy - co roku starcza łososi i dla nich.
I gdzież może być na świecie lepiej, niż w naszym ukochanym kraju...?

Oprac. Marcin Rogowski
źródło: salmon.pl
Czytaj również: z archiwum bloga: Łyżka troci, w beczce dziegciu