Co można robić o 4 rano ?


Co można robić o 4 rano, kiedy biologiczny zegar nastawiony na wstawanie do roboty, buzi nieodmiennie jak każdego dnia tygodnia. Można włączyć telewizor by zobaczyć jak z księdza pedofila robi się gwiazdę medialną przy aprobacie zakłamanego kleru. Można dowiedzieć się o nowym programie politycznym powstającej kolejnej partii, który w istocie jest tworzeniem list do Europarlamentu. Ale rozsądny człowiek o tej porze szykuje się na ryby. Dla odległych łowisk i tam łowiących to pora wyjazdu, lub pierwsze kilometry za sobą. W głowach emocje, rozpalone serca i adrenalina oczekujących wydarzeń. Trochę zazdroszczę tych doznań, dawno mi się nie udzielały. Może kiedyś gdy wyjazd na trocie Słupi był prawdziwą wyprawą. Styczeń był jeszcze okresem wyczekiwania i porą ochrony a zbliżający się pierwszy dzień lutego poprzedzały bezsenne noce. Teraz dla mnie, mającego łowisko"za domem" pozostaje zaparzyć poranną kawę i zasiąść do imadełka. Do świtu jeszcze daleko a i wczesne poranne, mroźnie godziny nie zachęcają do zbyt rychłego opuszczenie przytulnego pokoju. Przyjdzie godzina 9, może 10 i wtedy leniwie podrepcę ku rzece. Póki co jest czas na muchowe zaległości, może coś ekstra na dzisiejszy dzień, choćby kiełże do których od tygodni nie mogę się zebrać. O rybach nie myślę przynajmniej w kategorii brania i holu. Są i będą, ryba nie zając nie ucieknie. Pierwsze kiełże lądują w pudełku, nuda nie lubię ich kręcić choć łowić na nie uwielbiam. Tyle kombinacji i zaraz się urwie ...


Wracam do brązek, szybko, tanio i skutecznie. Na dziś wystarczy, patrzę przez okno słońce wysoko, piękny październikowy poranek. Godzina 9, domownicy powoli wypełniają mieszkanie gwarem, czas na ewakuację zanim wymyślą mi sobotnie zadania. Robię angielskie wyjście, by za chwilę stanąć nad brzegiem rzeki. Ani żywego ducha, trociarze przepadli jak nożem uciął. Jestem sam jakby rzeka należała wyłącznie do mnie. Pierwszy przelot nimfy i piękny lipień na kiju. Za chwilę druga ryba, piąta, ósma i trach pęka łączni do przyponu. Wiedziałem, że mam go wymienić ale lenistwo, zaniedbanie i po kwiatkach. Mogę coś związać, jakąś prowizorkę lub polecany niedawno na forum węzeł, ale go nie zapamiętałem. Wracam do domu naprawić zestaw, zdejmuję spodniobuty, powietrze ze mnie uchodzi, robię się senny ... i choć dopiero godzina 11, to już po rybach. Jutro też jest dzień, obudzę się o świcie, nawinę kilka much i nieodmiennie pójdę na spotkanie moich lipieni. A teraz pora na drzemkę ....