Opowiem Wam anegdotkę


Szczerze mówiąc cały tydzień jak nigdy czekałem na weekend i na sposobność spotkania się z lipieniami. Po pięknym, słonecznym tygodniu, dzień wolny jak to zwykle bywa był deszczowy. Jednak o poranku poczłapałem nad rzekę. Ciemno jakoś było ponuro i kapało za kołnierz. Obłowiłem parę starych miejscówek, złowiłem kilka lipieni, ale było nudno. Choć ryby dorodne i waleczne nie dawały satysfakcji i jedynie rekordowy kardynał mógł poprawić mi nastrój. Nie było też z kim pogadać, bo brzegi rzeki puste jak okiem sięgnąć. Pojechałem na inny odcinek, ludzi zawsze więcej a wieść niesie o bytujących tam najokazalszych rybach. Stoję na brzegu w strugach deszczu ja poprzednio, kaptur zasłania mi pole widzenia i tłumi dźwięki za plecami. Jednak po chwili słyszę wreszcie ludzki głos, odwracam głowę na słowa powitania:
- Jak tam kolego, pada nieśmiertelne hasło.
- Lipa w paczkach, odpowiadam.
- Ja też słabo, jeden lipień taki pod wymiar, melduje przybysz. Nawiązuje się mała rozmowa, chwilę gadamy o dzisiejszych wynikach i w końcu skłaniam się by podbudować własny wizerunek mówiąc:
- Byłem na środkowym odcinku, lipienie brały nawet dorodne, ale mi się przejadły. Zawitałem tu, bo może dla odmiany jakiś tęczak skubnie. Na to mój rozmówca:
- Szczerze mówiąc mi też się przejadły, robiłem ostatnio w galarecie bo smażonych już mam dość. 
- Ale je miałem na myśli przejadły w znaczeniu znudziły, bo wszystkie wypuszczam mówię.
- No tak, ale, hmm, eee ... ja też właściwie wypuszczam lipienie, zmieszał się kolega.

Rozstaliśmy się z uśmieszkami na twarzy, które w obu przypadkach nie wyrażały tych samych uczuć. Po dłuższej chwili zza chmur przebiło się słonce. Zrobiło się radośnie i kolorowo jak na październik przystało. Zostałem jeszcze chwilę i zapuszczając zestaw w nurt rzeki, w duchu śmiałem się z przebiegu niedawnej rozmowy. W tym momencie wędką mocno szarpnęło, zacięcie, siedzi. Tęczak myślę, chyba spory, zapiera się jak należy. W końcu podnoszę rybę ku powierzchni ... kardynał jak się patrzy, taki pod 50 cm. Wypinam go gładko z bezzadziorowego haczyka a on dając nura zdaje się mówić:
-  Dzięki Kolego, popływam jeszcze w rzece a nie w galarecie.