Mokra mucha, podróż sentymentalna



Przeglądając stare foldery zdjęć natrafiłem na wizerunki mokrych much. Tak wyglądały moje początki przygody z imadełkiem i nicią wiodącą. Powstały w pierwszym roku kręcenia i choć większość nie zobaczyła wody, swego czasu były pouczającą lekcją na przyszłość. Zapewne część z nich z pewnością mogła być skuteczna, jednak wszystkie trafiły pod żyletkę. Idea ich powstania to poszukiwanie kolorystki, proporcji oraz odpowiedniego zestawienia materiałów i poddanie osądowi doświadczonych kolegów. Również ćwiczenie kładzenia jeżynki lub dubbingu, które w przyszłości pozwoliło szybko wiązać muchy użytkowe zarówno suche, mokre oraz nimfy. Choć zawsze i ostatecznie muchę weryfikuje ryba, jednak wypada dać jej szansę. Prezentowane wzory to tylko niewielka część porażek i małych sukcesów, jednak tamte chwile przy imadełku wspominam z wielkim sentymentem. Również emocje towarzyszące prezentacji w Katalogu much FFF,  pochwały i  uwagi krytyczne, które do dziś szczególnie cenię. Mokra mucha to niezwykle wdzięczny temat. Zarówno na etapie nauki,  wiązania wzorów ostatecznych i tych powstałych w naszej wyobraźni jak i klasyków. Także połów mokrą muchą to kwintesencja spokoju, powolnego rytmu dającego okazję dostrzec nie tylko rzekę, ale całej jej wspaniałe otoczenie.

Przy okazji podpowiem nieco jak uzyskać ładną główkę. To pytanie często zadawane na muchowych forach. Te na zdjęciach są lepsze i gorsze jednak pamiętamy o ich pochodzeniu z początków kręcenia. Zatem recepta jest prosta ... oprócz starannego wymodelowania główki nicą wiodącą, jej ostateczny efekt zapewnia ładny połyski. Ten natomiast uzyskujemy nakładając kilka warstw szelaku ( 2- 3 razy) dając poprzednim wyschnąć, ot cała tajemnica.