Czym rzeka bogata ... ?



Na tytułowe pytanie chciałbym odpowiedzieć  -  rybami.   Ryb nie ma a mimo to coś nieustannie ciągnie nas nad rzekę. Jednych w nadziei uzupełnienia zamrażarki, innych w poszukiwaniu sportowych emocji. Są też tacy pogodzeni ze stanem rzeczy, dla których najważniejsze jest obcowanie z szumem płynącej wody, otoczeniem rzeki lub najzwyklejsza odskocznia od życiowych kłopotów. Co raz częściej wiążemy muchy jedynie dla własnej przyjemności lub by nie wyjść z wprawy. Wiele ciekawych i doskonałych much nawet nie ujrzy wody, bo i po co skoro ostatnie kardynały lub kabany sięgnąć można tylko ciężką nimfą, ewentualnie w krótkim okresie jętki majowej a dla wielu ta pierwsza to jedyna znana metoda.

Towarzystwo entuzjastów łososiowatych skłócone, podzielone na spinningistów i muszkarzy, no - killowców i zjadaczy, obrzucających się wzajemnie oskarżeniami o mięsiarstwo i brak etyki. Ponad ich głowami klika meliorantów i betoniarzy dopełnia obraz zniszczenia rzek. Resztę załatwiają kajakarze pod pozorem wszech panującego argumentu o ochronie przeciwpowodziowej, zamieniający bystre wody pełne miejscówek w powolne i cuchnące kanały.

Brzegi rzek Pomorza obrastają śmieciami wędkarzy i turystów, miejskim syfem i płotami posesji, których pokonanie nierzadko wymaga interwencji policji wobec agresji właścicieli działek. Każdy dziś traktuję rzekę jak swoją z wyjątkiem Polskiego Związku Wędkarskiego, dla którego sypnięcie narybku w ramach realizacji operatu jest początkiem i końcem aktywności. Związku, który potrafi tylko marnotrawić potencjał swoich członków, ich pieniądze, zaangażowanie, doświadczenie i wiedzę. Produkując w to miejsce jedynie absurdalne przepisy i zawody wędkarskie na resztkach ryb łososiowatych oraz ich narybku.

Spoglądam na wyraz twarzy Kolegów z nad Redy, znużony i zniechęcony, który na chwilę rozpromieniała radość z kilku małych srebrniaków szczęśliwie oszczędzonych przez UDN, sieci rybaków, łapy kłusowników oraz eksperymenty hodowlane działaczy i niedouczonych ichtiologów. Niedzielny poranek, mglisty i ponury. Chciałbym wierzyć, że tylko on zniechęca mnie do odwiedzenia rzeki z muchówką. Jeśli jednak mój uśmiech ma wywołać pstrąg tęczowy, który właśnie uciekł z hodowli to wolę zostać w domu. Pozostaje jeszcze podnieść z wody niesione rzeką martwe ptaszysko. Oskubać je z piórek i zawiązać kolejną muchę, która po wsze czasy zalegnie w muchowym pudełku.