Wojna światów, czyli wędkarstwo według Herberta G. Wellsa


Wczorajszej nocy puściły zabezpieczenia hodowli pstrąga tęczowego. Setki a może tysiące dorodnych tęczaków trafiło do rzeki. Wygłodniałe ryby biorą na wszystko, woblery wszelkiej maści, twistery, obrotówki nawet nimfy. I nie jakieś chudzielce, ale większość ryb to 50 - 60 cm. Jednym słowem kto co ma pod ręką wrzuca do wody, by po chwili holować kolejnego pstrąga. Ryby skumulowane na niewielkim i dobrze  znanym odcinku rzeki przyciągają co raz to nowe dziesiątki wędkarzy. Każdy co jakiś czas wynosi pokaźną reklamówkę do samochodu, by pospiesznie wrócić nad wodę pokonując wydłużający się dystans pękającego w szwach parkingu. Nawet w bocznych uliczkach dojazdowych do rzeki trudno zaparkować i pierwsze kłótnie o miejsce odbywają się podczas ustawiana samochodu, nie mówiąc już o dopchaniu się do wody. Istne szaleństwo, próbowałem porozmawiać z łowiącymi, ale ci którzy napełniali pierwszą reklamówkę byli w takim amoku, że nie było szansy. Dopiero pod wieczór udało mi się zamienić kilka słów :
- Panie powinni zarybiać tęczakiem a nie pieprzyć się z tym lipieniem i potokowcem.