OS " Bezrybie"


Dyskusja, która ostatnio miała miejsce na Fly Fishing Forum, dotycząca Czarnej Przemszy skłoniła mnie do podjęcia trudnego tematu, czyli potencjału polskich rzek. Sukces OS. San, czy OS. Dunajec uruchomił lawinę oczekiwań wobec podobnych inicjatyw na pozostałych wodach górskich. Teraz każdy wędkarz stając na brzegu swojej rzeki, rzeczki czy ciurka roztacza wizję łowiska, które dorówna w/w OS-om w jakości i liczebności populacji pstrąga i lipienia. Uważny czytelnik zatrzyma się na chwilę na powyższym akapicie a ja wykorzystam ten czas na wyjaśnienie innej kwestii.

No-kill, ochrona, zarybienia, czasowy zakaz zabierania ryb z łowiska, organizacja tarlisk, zmniejszenie limitów itp., z pewnością przyczyniają się do wzrostu jakości i liczebności populacji pstrąga potokowego i lipienia. Tych działań zaniechać nie można. Zaniedbania niektórych Okręgów PZW w tej kwestii są nadal rażące i pozostawiają wiele do życzenia. Wielokrotnie o tym pisałem, szczególnie wobec ZO Gdańsk i zdania nie zmieniam. Jest to kwestia bezsporna, jednak nie ona jest sednem sprawy. Cokolwiek uczynimy dla rzek, będzie to miało określoną skuteczność oddziaływania i w rezultacie ograniczony wpływ na ilość ryb w rzece.

Nawet wzorowa gospodarka na wielu rzekach, które zwykle jedynie z nazwy są wodami górskimi nie poprawi sytuacji na tyle by sprostać oczekiwaniom wędkarzy. W przypadku oczekiwań można mieć na myśli tęsknotę za rybnymi łowiskami. Gorzej gdy padają bardziej dosadne stwierdzenia w postaci żądania wędkarzy. Kierowane do Zarządów Kół, Zarządów okręgowych, wyrażane w niewyszukanych postach i komentarzach na licznych forach wędkarskich.
Prawda jest taka, że większość naszych rzek nie ma takiego potencjału i nie są w stanie udźwignąć takiego rybostanu, jaki sprostał by oczekiwaniom współczesnych wędkarzy. Ludzi nierzadko zapatrzonych w wody Norwegii, Alaski czy Kamczatki, oczekujących podobnych ryb u nas, w ilości i wielkości jak na tamtych wodach.

Potencjał rzeki to złożony kompleks czynników. O ile ogromne zastrzeżenia można mieć do PZW w przypadku wszelkich zaniechań dotyczących niszczenia rzek przez kajakarzy, budowy MEW, wszech panującej melioracji, inwestycji przeciwpowodziowych, to możliwości Związku i nas wędkarzy też są ograniczone. To, o czym najczęściej zapominamy to fakt, że na mocy umowy dzierżawy (podpisywanej w naszym imieniu przez władze Okręgów PZW) wody płynące są przez nas użytkowane rybacko. Jesteśmy tylko jednym z wielu użytkowników danej wody i dlatego nasze działania muszą być kompromisem pomiędzy wieloma (często sprzecznym) interesami społeczności lokalnych, rolnictwa, przemysłu itd. Jako społeczność wędkarska powinniśmy współpracować, ale samodzielnie nie zatrzymamy wpływu rolnictwa, eutrofizacji, zaniku bazy pokarmowej ryb łososiowatych oraz pozostałych czynników biotycznych i abiotycznych. Z pewnością nie w mocy Zarządów PZW różnych szczebli, jest stanąć nad brzegiem rzeki i czarodziejską różdżką pięciokrotnie zwiększyć przepływ wody lub poszerzyć koryto rzeki o 50 metrów.

Jakże często odwołujemy się do przeszłości. Mamy własne wspomnienia rybnych wód lub z zapartym tchem słuchamy opowiadań dziadków. Tą miarą próbujemy mierzyć wartość obecnych łowisk. Zapominamy jednak, że żyjemy tu i teraz nad rzekami, które środowiskowo są jedynie namiastką tamtych wód. Pomijając ten podstawowy fakt masowo i nieporównywalnie licznie, do minionych dziesięcioleci okupujemy rzeki. Stosując przy tym wyrafinowane metody połowu, doskonały sprzęt, mobilność a co gorsza nienasycenie wynikami połowu. Dziś wyjazd na ryby jest udany tylko, jeśli przerzucimy dziesiątki lipieni. A niby, jakim sposobem te dziesiątki ryb, na odcinku 100 m rzeki mają na nas oczekiwać w wodzie, która nie zapewnia im przetrwania. Pomijając brak związkowego monitoringu przeżywalności narybku z zarybień, sami widzicie ich efekty. Sypiemy do rzek setki tysięcy sztuk pstrągów i lipieni a każdy kolejny sezon przynosi, coraz większe rozczarowanie. Ryby nie znajdują w nowym środowisku dość wody i pokarmu aby skutecznie zwiększać biomasę ichtiofauny danego cieku. Dziesiątkowane przez kormorany, wydry, norki amerykańskie, nie osiągają nawet wymiarów ochronnych. Grzechy i zaniedbania PZW to jedno, ale wypada mieć świadomość wpływu pozostałych czynników. Zanim zaczniesz żądać stu kardynałów na 100 metrach rzeki, organizacji OS-u na twoim ciurku popatrz na swoja rzekę. Zadaj sobie trud zdobycia rzetelnej wiedzy na jej temat. Dopiero na tej podstawie oceń jej realny potencjał oraz możliwość realizacji roszczeń, by miodem i lipieniem płynącą była.