Trwać godnie jak stare drzewo



Zmieniają się czasy, zmienia sprzęt muchowy. Aluminium, węgiel i gore-tex dziś nieodzowne komponenty ekwipunku muszkarza wyznaczając jego status. W zapomnienie odchodzą relikty przeszłości, wysłużone muchówki, stare kołowrotki to widok dziś rzadki a trzymające je w dłoniach postacie jawią się nie mniej archaicznie. 





Spotkałem kiedyś wędkarza i choć był człowiekiem u schyłku życia, jego postać zdradzała dziesiątki szczęśliwych lat na rzeką. Niespiesznym lecz wprawnym ruchem posyłał linkę ku wodzie, która leniwie niosła morką muchę. Sposób w jaki to czynił, zdawał się być mieszanką rutyny, nawyków oraz spokoju wędkarza spełnionego. Mocne wędzisko pamiętać musiało ryby, o których dziś marzymy. Trzymane pewną ręką, nadal gotowe było zmierzyć się z każdym mieszkańcem głębin a wciąż wyczulone zmysły przeczyły sylwetce staruszka. Miejsce, które obławiał choć było wygodnym i stosownym do wieku fragmentem rzeki, swoją świetność straciło już wiele lat temu. Trudno było tam spotkać nawet niewielkiego pstrąga i lipienia a srebrniaki nieczęsto gościły w tej wodzie. Miał tego świadomość, bo znał tą rzekę jak nikt. Nie oczekiwał już wiele, może tylko szumu wody, powiewu wiatru na twarzy, widoku nurtu, który ponosił jego muchę.








Długą chwilę stałem opodal by nie płoszyć chwili, by nie tracić widoku starego człowieka, którego postać na tle rzeki, była godniejsza niż stare drzewo. Dzień był szary, ponury, nawet smutny. Tak dalece inny od purpurowych kolorów października, czy jaskrawej zieleni wiosny. Jego skromny ubiór przygnębiał, jak widok rzeki w tym dniu. Wysłużona kapota i kapelusz nie mniej wiekowe jak on, mgliście rysowały jego sylwetkę na tle drobnej mżawki, sączącej się z ołowianych chmur. Brunatne korony buków gdzieś na odległych wzgórzach, zlewały się z barwą pałatki otulającej sylwetkę wędkarza. Nieomal był niewidoczny, jak duch rzeki wtopiony w jej krajobraz.

Zrobiło mi się żal, nie wiem czy jego czy siebie. Może widoku człowieka w ostatnich dniach życia nad wodą, może wobec własnego poczucia przemijania. Chciałem już przerwać zadumę, nie były to dobre myśli. Podszedłem bliżej witając się ostrożnie, spojrzałem na jego twarz. Była starsza niż postać. Wokół zamglonych oczu liczne bruzdy były świadectwem wiatru, który latami smagał jego oblicze. Ogorzała twarz była schludna, jakby nie pasująca do reszty. Zapięta na ostatni guzik wytarta flanelowa koszula, nie godziła się z widokiem staranie ogolonej twarzy. Tak jak by wizyta nad rzeką była świętem a mimo ubóstwa nie wypadało stawić się zaniedbanym.

Rozmawialiśmy tylko chwilę. Nie było potrzeby snuć opowieści. Nie żalił się na starość, na wodę bezrybną, na młodych. Chciał tylko być tu i teraz, pozostawiony w spokoju, zadumie z gonitwą wspomnień o rybach, które były jego udziałem. Spojrzałem na jego wędzisko. Stara zniszczona klejonka z dolnikiem nie bardzo muchowym. Ot pordzewiały uchwyt, który w niepewnym uścisku trzymał muchowy kołowrotek. Wytarty bęben nie nosił już śladów oznaczeń a chybotliwy ruch nawijał spękany sznur muchowy. Czy może być coś magicznego w muchowym kołowrotku, może zaklęta w nim dusza starego człowieka ?