Kiełż Paskudnik


Uwielbiam mieć bajzel na stole krętacza. Może to mało wychowawcze ale z pewnością twórcze. Często przyglądając się rozrzuconym materiałom rodzi się pomysł na muchę. Tak powstał wczoraj owy kiełż "Paskudnik". Generalnie nie lubię wiązać kiełży, pracochłonne cholery. Ten jednak mota się prosto i szybko a jego wizerunek jeszcze w imadełku rokował skuteczność. Rankiem na szybko przejrzałem Fly Fishing Forum ... nic nowego, te same argumenty, może jedynie w zmienionym szyku zdania - nuda. Zawodnicy wciąż swoje jak to mogą łamać przepisy bo sprzątają rzeki. Gdzieś pojawia się głos stałego klakiera ociekający wazeliną. Składki związkowe na sport idą w górę, czyli standard - Polacy nic się nie stało. Mogłem to zdjęcie zamieścić w Galerii much, lecz po co? Tam mucha zostanie sponiewierana przez łowiących w internecie lub zawodników uznających się za jedynych praktyków. Co można robić wobec zmęczenia materiału ... iść na ryby z Paskudnikiem. 

Praktycznie scenariusz dzisiejszego wędkowania był prosty. Jeden, drugi, trzeci, czwarty lipień. Potem dwa kolejne spadły ... i siódmy ale to już zaczep. Paskudnik został gdzieś na podwodnej zawadzie i jakoś nie przyszło mi do głowy nakręcić ich więcej. Resztą zawartości pudełka ryby nie były zainteresowane. Wracam ja sobie do domu i zaglądam na FFF - cisza. Może zamieszczona tam wizja stała się powodem szoku odbierającego mowę:

Co stanie się jutro, gdyby dziś ogłosić, że PZW wykreśla za statutu: (proszę pominąć formalne możliwości ubrane w podane normy czasowe) następujące zapisy:

ROZDZIAŁ II 
Cele i środki działania Związku 
10) upowszechnianie sportu wędkarskiego, organizowanie zawodów wędkarskich w kraju oraz uczestnictwo w takich zawodach za granicą; 
11) organizowanie rekreacyjnych imprez wędkarskich; 
12) organizowanie współzawodnictwa sportowego opartego o zasady obowiązujące w polskich związkach sportowych; 
13) wyłanianie kadry narodowej w dyscyplinach kwalifikowanego sportu wędkarskiego.

To jest scenariusz najlepszego filmu katastroficznego. Część działaczy bezradnie opuszcza ręce lub struktury PZW. Inni próbują przetrwać na posadkach, jednak przytłoczeni ogromem nowych zadań i górą pieniędzy popadają w stany nerwicowe. Urywają się telefony z hurtowni wędkarskich z pytaniem dlaczego wstrzymano zakupy badziewia na nagrody. Z każdym rokiem kurczy się lista nominowanych do odznaczeń związkowych i państwowych, bo czym je uzasadnić, przecież nie ma już osiągnięć organizacyjno – sportowych. Jak teraz rozpisać diety, delegacje itp. koszty. Może weźmy się za zarybiania ... dumają działacze i trzeba przeprosić ichtiologa, on coś kiedyś nieśmiało wspominał o monitorowaniu efektów zarybień. Cholera trzeba się zająć tą pieprzoną ochroną wód, tylko jak?. Może SSR, tak chyba coś takiego jest przy PZW?  Nie no coś trzeba robić, może poszukać te wszystkie wnioski, pomysły i postulaty wędkarzy, które składali do zarządów. Pani Zosiu, gdzie te pisma z Kół i od Kolegów ? A co mi Pan tu teraz– przecież od razu szły do kosza. To może jakieś sympozjum – Jezu ale o czym? Wiem - może pomnik. Tak to dobry pomysł ... pamięci zasłużonych dla PZW, najlepiej taki ze 100 metrów wysokości … a co, teraz stać nas na to.