Listopadowe ryby na mokrą



Listopadowe ryby na mokrą ... tekst i zdjęcia Kazimierz Żertka

Jesień. Zimna, bezlistna, zasnuta mgłami i podszyta przenikającym chłodem listopada. Cisza i tylko spadające krople pośród martwych liści, jak łzy. W cieniu siwiuteńki mróz. Każdy pomyśli o kominku, ciepłych kapciach i szklaneczce whisky... ale ja idę na ryby. Brzmi to bardzo dziwnie. Czy warto?


Połowy nie są łatwe, dzień krótki, pełny kaprysów pogody, ale zapewniam że na pewno warto, bo "tu i teraz" nagle wszystkie codzienne sprawy, obowiązki, wszystkie "muszę" i "powinienem" przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Jednak już nie wychodzę na wielkie wody. Szukam zacisznych, kameralnych rzeczek, zwłaszcza spośród tych niedostępnych latem. Miejsc gdzie rozbujała roślinność obumiera i otwiera bramy sezamu. Gdzieś obok nas płynie jakiś tam strumyk, potok, kanał, gdzie prawie zawsze są nasze ryby. Najczęściej klenie, jelce, płocie i okonie. Tym rybom nie przeszkadza chłód i o ile trafimy na słoneczny dzień - brania mamy gwarantowane. Nie są to wyprawy po rekordy, choć niejednokrotnie udało mi się złowić piękne klenie.

Jak się przygotować? 
Możemy się wyspać. W słoneczny dzień będziemy mieć możliwość połowu na upatrzonego. W bardzo przejrzystej jesiennej wodzie obiekt naszego połowu będziemy mieć na tacy. Przydadzą się wodery, często rzuty wykonywać będziemy z przyklęku. Najczęściej będziemy mieć tylko jedną próbę, zwłaszcza polując na klenie, bo okonie i płocie - przynajmniej w moich łowiskach - są bardziej tolerancyjne.

Muchówka i sznur? 
Coś wygodnego, sprawdzonego w klasie 4-5 AFTMA. Z grubością przyponu jest dokładnie tak, jak z dylematem wyższości jajka nad kurą. Osobiście, nauczony doświadczeniem nie schodzę poniżej 0.14. Pamiętajmy, że kleń w pierwszym proteście potrafi zerwać 0.14, zwłaszcza, gdy ma nurt za sprzymierzeńca. 



Przynęty?
U mnie najlepiej sprawdziły się klasyczne mokre March Brown na 8-kach. Tak na marginesie. Coś jest w tych muszkach, coś takiego prawie metafizycznego, bo owady stanowiące pierwowzór March Browna to jętki z rodzaju Rhithrogena, dokładnie R. germanica. W Polsce badania nad R. germanica prowadził prof. Ryszard Sowa, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, jeden z największych polskich entomologów. Jego liczne prace do dziś służą naukowcom w całej Europie. Na początku lat 70 prof. Sowa wskazywał stanowiska R. germanica na Dunajcu, Rabie, Krzczonówce, Sole, Skawie, Koszarawie, Brennicy, oraz w rzekach Bieszczadów. Niestety już wtedy występowanie jętek ograniczało się do kilku sztuk na stanowisku. W Europie R. germanica można jeszcze spotkać w niektórych rzekach pogórza alpejskiego. Niestety przyjmuje się, że R. germanica nie występuje już praktycznie w Polsce. Często jest ona mylona z Ecdyonurus torrentis, jętką z pokrewnego rodzaju Ecdyonurus... i bardzo dobrze, że ryby tego nie wiedzą, bo to broń podstawowa i bardzo skuteczna. Jako uzupełnienie polecam oliwkowo-brązowe imitacje larw jętek oraz larw ochotek, czasem przyda się skromna pijawka. Ot i wszystko.





Jak wygląda połów?
Ostatnie dni października. Chłodny, rześki poranek, z zanikająca mgłą w promieniach słońca. Unikam cienia staram się łapać promienie ciepła. Rzeczka płynie spokojnie, leniwie od zakola do zakola. W przejrzystej wodzie dostrzegam małe klenie, kiełbiki i wojownicze okonie. Ciemniejsza toń w zakolach skrywa tutejsze skarby. Klenie przez duże K. Ryby są praktycznie niedostępne od wiosny do późnej jesieni, bo żyzne brzegi niemiłosiernie porastają wszelakim zielskiem, zaś próby brodzenia są praktycznie niemożliwe. Staram się wypatrzeć któregoś w polaroidach. Nie rzucam. Czekam. Staram się podchodzić do miejscówek bezszelestnie. Wreszcie dostrzegam ładną rybę, stoi w spokojnej strudze nurtu około 50 cm od urwistego brzegu. Wiążę dwie imitacje. Jako kierunkową March Browna, jako skoczka imitację ochotki. Dlaczego dwie? Próbuję stwierdzić co dzisiaj rybom bardziej podchodzi. Parę wymachów w powietrzu i mucha upada pomiędzy ryba a brzegiem. Kleń nie ma za wiele czasu do namysłu, bo leciutko ściągam muchę. Leniwie kłapie przepastną paszczą. Zacięcie jest zbędne. Naprężam sznur, by nie dopuścić ryby w plątaninę korzeni czarnej olchy. Udaje mi się to. Po chwili 45cm kleń ląduje w podbieraku. Piękny, złoto-srebrny skarb.


Mijam kolejne zakole, w głębinie nad dnem dostrzegam cienie ryb. Pierwszy rzut nie wzbudza u ryb żadnego zainteresowania ani płochliwości. Ponawiam rzut, tym razem prowadzę muchy agresywniej. Jedna z ryb podnosi się i zabiera imitacje ochotki. Zacięcie w tempo. To płoć! Poznaję ją po krwistych płetwach. Ładnie wybarwiona, jak poprzedni kleń powraca do swojego świata. Podoba mi się dzień kiedy człowiekowi się udaje! Nawet słońce uśmiecha się promiennie. Rzutów jest mało, jest to raczej spokojny spacer połączony z polowaniem na wybrane cele. Taka piękniejsza odmiana depresyjnej jesieni. Często jest trudniej. W pochmurne dni, nasze ryby zalegają nad dnem. Czasem trącają nawet muchę, ale najczęściej leniwie odsuwają się bądź nikną w korzeniach, w jamach burt brzegowych. Warto wtedy przeczesać miejscówki "na leniwca", pozwolić nurtowi rzeki zapracować naszą przynętą na branie. Często przynosi to ładną płoć lub klenia. Okonie - odmiennie - zawsze potrzebują ruchu, do brania skłoni je agresywnie prowadzona imitacja.

Jeszcze jedno.
Parę lat temu wspaniałą rzeczkę naprawili melioranci. Smutek płytkiego, zarośniętego kanału szybko rozniósł się echem po okolicy. Powróciłem tam, bardziej chyba z wygody. Połowiłem ... Były klenie, okonie i  ... karaś srebrzysty. Taka jest jesień. Kapryśna, słotna, ponura ale radość życia można odnaleźć nawet w łusce ryby.