Tęcz ( ak ) owa Reda


Praktycznie można powiedzieć, że w nadmorskim pasie wybrzeża przestało wiać. Korony drzew uginają się jedynie do połowy. U nas się mówi, że porywiście wieje, jak wiatr wyrywa mewom pióra i latają nago. Czyli warunki wędkowania są znośne, poza niezdecydowaną aurą, gdy świt zapowiada barwną poświatą słoneczny dziań a za chwilę nadciągają chmury. Taki też był dzisiejszy poranek ... różowy, tęczowy a raczej  tęczakowy. Już w pierwszych przelotach woblera posadziłem rybę na kiju ale niestety po krótkim holu spadła. Łowię tyle lat i zawsze jestem zaskoczony braniem. To jak tłumaczenie napastnika na polu bramkowym rywala - nie spodziewałem się podania. A niby czego miał się spodziewać - zimnego piwa. 

Szczęśliwie ryba nie była okazała to i żal mniejszy, choć w toni błysnęło sreberkiem Przy obecnym stanie Redy kontakt z pstrągiem lub trocią praktycznie powinien kończyć wędkowanie, bo na drugą okazję jednego dnia trudno liczyć. Jednak dzień długi a poczynione inwestycje w postaci pełnego termosu gorącej kawy ostatecznie skłoniły mnie do pozostania nad wodą. Łaziłem jak reszta z nielicznie wędkujących dziś Kolegów w tą i z powrotem, zmieniając miejsca i woblery i co ???  ... odpowiedź oczywista, jak odzew kolegów na pytanie o kontakt z rybą. 

Mam jednak zwyczaj kończąc wędkowanie odliczać ostatnie rzuty, tak do dziesięciu i w dwudziestym którymś uznanym za dziewiątym, ryba znów mnie zaskoczyła. Tym razem tęczak przywalił tuż pod nogami gdy wobler opuszczał już rzekę a na jego trasie pozostał metr wody. Właściwie szkoda, bo mając 50 cm był upasionym prosiaczkiem i zacięty na długiej żyłce dał by choć namiastkę trociowych emocji a tak przyszło mi wyjąć go z rzeki w rozbryzgach wody.

Jutro też jest dzień, może ten nareszcie srebrny ... jednak patrząc na prognozy pogody zapowiada się widok bezwstydnych mew.



Podbierak trociowy Salix Alba