Mam to szczęście pamiętać lata 60
-te i dalsze ubiegłego wieku w znaczeniu wędkarskim. Początkowo
jako dzieciak towarzyszący ojcu w spinningowych wyprawach, nieco
później jako pełnoprawny wędkarz z kartą wędkarską, i
spinningiem w ręku. Pamiętam też ekonomiczne niedostatki tamtego
okresu i kabaretową scenkę Laskowika opisującą
komunistyczną rzeczywistość ... "Przed wojną stały beczki z
czarnym kawiorem, z czerwonym kawiorem i komu to przeszkadzało".
Zmieniły się czasy, zmienił ustrój a owe powiedzenie nic nie straciło ze swojego wydźwięku, gdy dziś spoglądamy na pomorskie wody i z nostalgią wspominamy odległe już lata obfitości ryb drapieżnych a szczególnie szczupaka. Teraz drapiemy się po głowie próbując wskazać wodę, na której danem nam będzie przeżyć spotkanie z choć jednym szczupakiem. Idzie maj, dzwonimy do siebie i bezradnie rozkładamy ręce na pytanie gdzie jedziemy. Odpowiedź jest jedna - nigdzie. Nie ma zębatych, a to przez łódki, echosondy a to przez nowe przynęty i metody spinningowe, a to przez łatwy dojazd do wszelkich łowisk. Jednak opowiem wam historię ...
To był czerwiec, lata 90- te. Wyjątkowo ciepły a może zwyczajny jakim dawniej ten miesiąc bywał. Dzień długi gdy popołudniowe godziny ciągnęły się w nieskończoność i próżno było wyglądać zachodu słońca. Wieczór stanowił mieszankę ciszy gdy nawet nikły powiew wiatru nie marszczył tafli jeziora a jego otoczenie grało w uszach pohukiwaniem żab i świergotem ptaków. Nieodległe Gdyni łowisko było w zasięgu kilkudziesięciu minut spokojnej jazy samochodem i nawet po pracy kusiło, by choć na kilka godzin stanąć nad jego brzegami.
Tak i pewnego razu wieczorną porą wszedłem w wąski pas trzciny otwierający ni to zatoczkę , ni to ugięcie brzegu. Obrotowa błystka delikatnie położyła się nieopodal trzcinowiska na płytkiej wodzie. Kilka obrotów korbką i gdy srebrny listek przynęty ledwie zagrał pierwszym połyskującym ruchem ... uderzenie, zacięcie i siedzi. 60 -cio centymetrowy szczupak wykonał kilka efektownych młynków, na chwilę unosząc tafle jeziora pozostawiając garbate wiry na wodzie. Pewnym chwytem pod skrzela uniosłem go nad wodę a wypięta z nożyczek obrotówka zwróciła mu wolność. Znałem tą wodę, wiedziałem że będą kolejne i nie ruszając się z miejsca ponownie błyska powędrowała nieomal w to samo miejsce. Jeden rzut, drugi i znów uderzenie. Scenariusz jak poprzednio i kolejne uderzenia, zacięcia hole i lądowania. Stojąc w miejscu tego wieczoru złowiłem jedenaście szczupaków.
Ostatnią rybę zabrałem idąc na spotkanie właściciela jeziora. Stary gospodarz siedział na ganku domu i spoglądał na swoją wodę, której dobrostan oświetlał czerwony zachód słońca. Nie gościł u Pierwszego sekretarzem partii, nie gościł u Pana Prezydenta, nie produkował znaczków okolicznościowych, nie maił sztandaru ale miał rozum. Może prosty, który jednak nakazywał mu dbać o swoje dobro, nakazywał stanowić własne prawo i obyczaje. Chronił tą uroczą wodę od nadmiernej presji, od rabunkowego pozyskania szczupaków, od zachłanności na mięso, w zamian oferując niezapomniane wędkarskie emocje ... to były beczki z kawiorem.
Minęły lata, zmarł stary gospodarz. Nastał nowy właściciel głupi i niecierpliwy. Nastał czas rabunku, niepohamowanej chciwości i daniny za wędkowanie, czas "przepisów" PZW. Dziś nie ma już tego łowiska, nie ma szczupaków. Jest martwa woda, która zadaje pytanie - komu przeszkadzały te beczki ???.