Taki mi się trafił dzień nad rzeką



Słońce i porywisty, do tego lodowaty wiatr. Takiej pogody chyba nikt z wędkarzy nie lubi, szczególnie wiosną bo woda wydaje się martwa. Taki mi się trafił dzień nad rzeką po dłuższej absencji na brzegami Redy. Gdy mało głowy nie urwie trudno o precyzję rzutów muchową linką i względną kontrolę nad pracą muchy. Może ze streamerem nieco łatwiej ale też niewielkie pocieszenie. Ostatecznie raz coś niewielkiego posmakowało streamerka i koniec emocji, nie licząc brnięcia pod wiat w drodze do domu. Otoczenie rzeki tylko czeka na eksplozję zieleni i nam wypada poczekać, by choć cieszyć się samym pobytem nad wodą.

Generalnie nie lubię kwietnia, to taki pogodowy kociołek. Loteria zastania takiej pogody jak dziś, gdy wczoraj raczył nas prawie upał. Szczególnie gdy obrane łowisko jest daleko a kosztowne kilometry ostatecznie bolą w portfelu gdy przyjdzie obrócić się na pięcie i wracać lub na siłę i bez przyjemności trwać nad rzeką. Serce jednak wyrywa się nad wodę na wspomnienie tych ciepłych dni gdy wylatuje spory chruścik. Głodne pstrągi nadrabiają zimowy czas ubogiej diety a duże March Browny lub pijawki stanowią łakomy kąsek uwieńczony pulsującym ciężarem na naszym wędzisku.


Przykro jedynie, że w tych pięknych okolicznościach przyrody przyjdzie nam podziwiać w miejsce wiosennych widoków, efekty ludzkiej głupoty. Każdej wiosny odwiedzając stare kąty Redy zamiast nowych miejscówek odnajduję kolejne śmiecie w jej korycie. Nie wiem czego brakuje w składzie chemiczny mózgów owych osobników, którzy taszczą nad wodę daleko od ludzkich siedzib takie gabaryty jak widoczne elementy samochodu. Może w ogóle brakuje im mózgów.