Zmu (su) szone lipienie


Podczas ostatnich wyjść nad wodę wielokrotnie widziałem dość liczne zbiórki lipieni. Powierzchniowe żerowanie tych ryb jest znacznie subtelniejsze od pstrągów. To tylko kilka cichych kółek na wodzie, które szybko rozmywa nurt. Pstrąga najpierw słychać a skierowanie wzroku w miejsce chlupnięcia zwykle pozwala dostrzec spory wir w miejscu gdzie zebrał muchę. To oczywiście spore uogólnienie ale zwykle różnica w zbiórkach z tafli wody obu gatunków jest dostrzegalna. Rozglądając się za lipieniem trzeba mieć oczy z tyłu głowy choć to ryba, której akurat na głowę można "nadepnąć". Potrafi zebrać zaraz za naszymi plecami w chwili gdy dopiero co przeszliśmy to miejsce. 

Gorzej ma się sprawa z tym co lipienie obecnie zbierają. Zwykle pod koniec sezonu nie mam kłopotu z doborem muchy. Z upływem jesiennych dni coraz mniejszy chruścik zwykle załatwia sprawę by listopadzie kończyć bezjeżynkową jego wersją na haczyku 16 - 18. Do tego wszelkiego rodzaju jęteczki - popielatki i podobne muszki. Teraz, po okresie jętki majowej praktycznie nic nad Redą nie lata, chyba że ja nie potrafię tego dostrzec. Od biedy fruwa trochę większego chruścika, którego klasycznymi imitacjami miejscowe ryby się nie interesują i odrobina sieczki. Przyznam, że dość uważnie przyglądałem się miejscom zbiórek lipieni i dalibóg nadal nie wiem co one zjadają. Może delektują się wspomnianą sieczką albo tylko przez nie dostrzegalną entomologiczną enigmą.

Właściwie to ciekawe doświadczenie i wyzwanie by przygotować im muchę na okazję skutecznego spotkania. Jednym z pomysłów jest prosta sucha muszka widoczna powyżej. Ot tułów z nici wiodącej w kolorze Tan, segmentacja to kolejne zwoje tej nici pociągnięte czarnym markerem. Skrzydełka  - odrobina sierści sarny i jedno piórko CDC. Główka dubbing z zająca i haczyk #12, którego rozmiar może trzeba będzie zredukować. Z pewnością taką konstrukcję da się też przytopić, co czasem bywa skuteczne, przynajmniej tak uczą jesienne praktyki. Nie wiem kiedy uda mi się odwiedzić rzekę co oznacza, że pewnie znajdzie się czas na dalsze poszukiwania przy imadełku kolejnych czerwcowych, lipieniowych smaków.

Z doświadczeń Mikołaja wynika, że jeszcze podczas wylotu majówki łowił lipienie na suchą muchę jego pomysłu, na tych samych odcinkach rzeki gdzie ja obecnie bezskutecznie próbuję. Choć w tej chwili całkowicie ją ignorują, warto zapamiętać będzie jak znalazł na przyszły sezon. Patent kolegi to: haczyk roz. 10, ogonek antron lub wełna, w tym przypadku żółty i dubbing z sierści foki z odrobiną spectry. Dodam, że muszka doskonale pływa bez konieczności wspomagania żelami.