Nie kto, a co zjada dorsze.



Dorsze o wyraźnych objawach chorobowych trafiają się niestety również na łowiskach Łeby. Na szczęście nie stanowią procentowo dużej liczby, choć to losowy przelicznik wynikający z połowów wędkarskich na stosunkowo niewielkim obszarze. Na kilkadziesiąt ryb ostatniej wyprawy, licząc dorsze wszystkich łowiących, o podobnym stopniu zainfekowania były dwa egzemplarze. Jednak obraz kliniczny widocznych zmian jest szokujący a sprawa z pewnością warta uwagi. Zanim sięgniemy po opinię Morskiego Instytutu Rybackiego, wysłuchajmy zdania specjalistów od ryb słodkowodnych, którzy ostrożnie wskazują na trzy możliwości. Oczywiście to interpretacja na podstawie jedynie zdjęć powierzchownych zmian chorobowych a to niewystarczające przesłanki by stawiać jednoznaczną diagnozę. Potrzebne są badania całej ryby, łącznie z narządami wewnętrznymi. Zatem przy tak ograniczonych instrumentach badawczych, najbardziej prawdopodobne przyczyny to:

1.Infekcja Aeromonas salmonicida subsp. achromogenes 

lub mniej prawdopodobne

2. Zmiany nowotworowe o podłożu chemicznym (skażenie środowiska)

Oczywiście w grę wchodzą również inne czynniki, np. grzyby Exophiala, wskazując jednocześnie ... potrzebne badania bakteriologiczne i histologiczne.

Te jednak są kosztowne i żaden niezależny ośrodek badawczy nie wykona ich z czystej ciekawości, pozostawiając temat instytucjom, których programy naukowe obejmują tematykę morską zatem ponownie kierujemy się ku Morskiemu Instytutowi Rybackiemu w Gdyni.

Idąc tropem najbardziej prawdopodobnej przyczyny, wskazanie jakie otrzymałem z MIR-u w odpowiedzi na pytanie o zmiany chorobowe dorszy, to warunki środowiskowe a dokładniej niedostatek pożywienia, który jest przyczyną osłabienia organizmów ryb i dalej podatności na infekcje. W tym miejscu zainteresowano mnie opracowaniem publikowanym na stronach internetowych Instytutu - "Połowy paszowe – fakty i mity ".   Połowy paszowe – fakty i mity

Nie będę w tym miejscu dokonywał przedruku całego artykułu, ale posłużę się wnioskami autorki:  dr hab. inż. Iwona Psuty, prof. nadzw w imieniu zespołu MIR-PIB, oraz jednym wykresem zaczerpniętym z wielu wizualizacji. W skrócie rzecz dotyczy szprota w świetle połowów paszowych i konsumpcyjnych, liczebności i rozmieszczenia tego gatunku oraz udziału w składzie pokarmowym dorszy.

WNIOSKI

1. Połowy – zarówno „konsumpcyjne” jak i paszowe szprota na Bałtyku podlegają tym samym ograniczeniom – LIMITY
2. Połowy paszowe nie różnią się pod względem składu połowu od połowów „komercyjnych”
3. Przyłów innych gatunków w połowach paszowych jest niewielki
4. Najwięcej szprota na Bałtyku łowi flota polska, eksploatując łowiska na obszarach ICES 25 i 26
5. Rola szprota w pokarmie dorsza wzrosła w porównaniu z latami 80-tymi XX w.

6. „Chudnięcie” dorsza może być efektem wielu zmiennych, np.: braku zasolonych i natlenionych wód na dawnych tarliskach, zmian w rozmieszczeniu szprota, zmniejszającej się dostępności innych niż szprot organizmów pokarmowych, zwiększającego się zapasożycenia.



W podsumowaniu pokuszę się o interpretację stanu rzeczy innymi słowami. Jak widać na wykresach stado wschodnie i zachodnie dorszy koncentruje się na obszarach 25 i 26, czyli strefie podlegającej dużej eksploatacji polskiej floty w połowach szprota. Mimo, że obszary te stanowią środowisko, które jeszcze stara się sprzyjać obecności dorszy, to pozbawione jest praktycznie bazy pokarmowej. Nie tylko w postaci szprota ale również pozostałych gatunków ryb i organizmów morskich, które wchodzą w skład ich diety. 

Dzieje się to za sprawą nie tylko połowów rybackich ale ogólnego pogorszenia warunków środowiskowych przez wysłodzenie wód tej strefy i niedostatki tlenowe. Mimo tak nie sprzyjających warunków dla życia samych dorszy oraz ich bazy pokarmowej obszar ten stanowi ostatnią "barykadę" by gatunek ten mógł istnieć w wodach Bałtyku a raczej obecnie egzystować. Stąd już jeden krok, który wydaje się być poczynionym, by populacja obu stad dorszy, ostatecznie uległa wspomnianym, niekorzystnym czynnikom. Efekty zdają się być już widoczne w postaci jeszcze osobniczego osłabienia organizmów tych ryb, co skutkuje podatnością na infekcje. 

Co zatem może uratować bałtyckie dorsze ... odpowiedź zdaje się być oczywista - polepszenie warunków środowiskowych i ograniczenie połowów gatunków ryb stanowiących ich pokarm. W obu przypadkach w pozytywnym scenariuszu czeka nas i tak długi proces. Czynnik pierwszy jest od nas niezależny a nadzieja w większej wymianie wód z Morza Północnego do Bałtyku. 

Może notowane ostatnio zmiany pogodowe, by nie użyć słowa klimatyczne, sprzyjać będą wymianie wody, która następuje na skutek silnych wiatrów, a te wiejąc w określonych kierunkach, najpierw wypchną wodę z Bałtyku, by zastąpić ją wodą natlenioną i słoną z Morza Północnego. Pod koniec ubiegłego roku, pomiędzy 13. i 26. grudnia nastąpił potężny wlew wód z Morza Północnego do Bałtyku. Według wstępnych szacunków Leibniz Institute for Baltic Sea Research Warnemuende jest to trzeci, co do wielkości wlew obserwowany od początku prowadzenia tego typu badań, czyli od 1880 roku. 

Niestety czynnik drugi to skomplikowany proces interesów gospodarczych. Pozostaje nadzieja, że dorsze odnajdą w mim należne miejsce a połowy paszowe i konsumpcyjne ryb stanowiących ich pokarm nie doprowadzą do sytuacji gdzie - ostatni zgasi światło dla wszystkich bałtyckich gatunków.

Kolegów, którym temat dorszy wydaje się nieciekawy i nieistotny dla morskiej praktyki wędkarskiej, zachęcam by na sprawę spojrzeć również przez pryzmat ryb łososiowatych zasiedlających Bałtyk. Wspomniane czynniki i zależności nie mogą pozostać bez wpływu na liczebność oraz kondycję morskiego pstrąga i łososia.