"Przeciwpowodziowe grzechy lobby hydrotechnicznego" Autor Robert Kostecki

Podobno Polska posiada jeden z najmniejszych w Europie zasób wód powierzchniowych, a przecież woda jest podstawowym czynnikiem decydującym o życiu i zdrowiu człowieka, stanie środowiska naturalnego oraz o możliwościach zrównoważonego rozwoju. Zapewnienie wody dobrej jakości i w odpowiedniej ilości wymaga różnych działań na obszarach rolniczych i leśnych, w tym prawidłowego gospodarowania wodą w granicach zlewni hydrograficznych.

Zastanówmy się, co spowodowało, że doczekaliśmy się tak gwałtownych wezbrań rzek już po parodniowych obfitych opadach oraz totalnej suszy w miesiącach nie tylko letnich, ale także wiosennych i jesiennych.

Przed wojną na terenie obecnej Polski, w porównaniu ze stanem obecnym – była woda, co sprzyjało funkcjonowaniu kilkudziesięciu tysięcy małych stopni wodnych: zastawek, jazów, młynów wodnych, itp. Każde takie spiętrzenie, oprócz gromadzenia wody, podnosiło dodatkowo poziom wód gruntowych w najbliższym sąsiedztwie, spowalniając odpływ i sprzyjając magazynowaniu znacznych ilości wody bezpośrednio w glebie. Obecnie z tych małych stopni wodnych pozostały niedobitki. Podstawową rolę w retencjonowaniu wody spełniały jednak: mokradła, bagniska, starorzecza, „oczka” śródpolne, itp. naturalne rezerwuary wody.

Po wojnie postawiono na budowę socjalizmu, który charakteryzował się megalomanią i gigantomanią rozciągającą się na wszystkie zakresy panowania reżimu narodowosocjalistycznego, w tym m.in. na budowę wielkich zbiorników retencyjnych, prostowanie i betonowanie tysięcy kilometrów koryt rzecznych, meliorację nastawioną głównie na osuszanie ww. naturalnych rezerwuarów. Mała retencja, w rozumieniu szczegółowym vel przestrzennym, poszła w zapomnienie. 

Przez ostatnich kilkadziesiąt lat pojęcie melioracji zawężono wyłącznie do aspektu osuszania terenów podmokłych oraz minimalizowania strat rolniczych wynikających najczęściej z zalewania i podmywania przyrzecznych łąk. Przyświecało temu hasło przywracania rolnictwu terenów użytkowych, co się zresztą nie powiodło. 

Powszechnie była znaną ścieżka „załatwiania” tego rodzaju przedsięwzięć. Inspektor terenowy zarządów melioracji ruszał w teren, gdzie „opijał” (bynajmniej nie wodą) zgłoszenie lokalnego sołtysa, poparte lamentem rolnika, jakie to szkody przynosi mu pracująca rzeczka. W centrali skrzętnie gromadzono wszelkie takie zgłoszenia, aby pod koniec roku zasiąść do tworzenia przyszłorocznego planu robót. W ruch szły piły, koparki, łopaty i młoty. W ten sposób człowiek dla zaspokojenia swoich rzekomo żywotnych potrzeb wprowadzał zmiany w środowisku naturalnym, często naruszając równowagę przyrody. Bezwzględne stosowanie techniki, bez liczenia się z tym, że krajobraz jest biologiczną całością, swego rodzaju organizmem rządzącym się własnymi prawami, spowodowało szereg zaburzeń i katastrofalnych szkód. Do tego doszło wycinanie lasów i zagajników w pasach przyrzecznych. To wszystko wywołało klęski powodzi, zmywanie gleb, kontynentalizację klimatu i zaburzenia w krążeniu wody. Mechaniczne regulowanie rzek i potoków spowodowało szybszy odpływ i pogłębienie koryt, a w następstwie – osuszanie pewnych obszarów. Usuwanie drzew, krzewów i zarośli z terenów rolniczych otworzyło drogę szkodliwej działalności wiatrów, zwiewających i osuszających gleby.

Teraz, kiedy widać już gołym okiem skutki nieprzemyślanych, wieloletnich zabiegów hydrotechnicznych – podnosi się larum, za którym stoją te same środowiska, które wcześniej nawoływały do chronienia przed rzeką areału rolnego. Wiadomo, że mamy do czynienia z lobby hydrotechnicznym, które szykuje dla siebie nowy front robót. A, że ma olbrzymią siłę przebicia zarówno we władzach lokalnych jak i centralnych, należy spodziewać się najgorszego dla ledwo już dyszących naszych ukochanych „łososiowatych” potoków i rzek. 

W mediach, co i rusz, słyszy się o wieloletnich zaniedbaniach (samokrytyka) w dziedzinie budowy małych i średnich zbiorników wodnych, co ma doprowadzić w niedalekiej przyszłości do prawdziwej katastrofy. Jednym z elementów prawidłowej gospodarki wodnej mają być działania z zakresu małej retencji w pojęciu głównym vel podstawowym, których zadaniem jest zwiększenie zasobów dyspozycyjnych oraz potencjalnych zdolności retencyjnych małych zlewni w celu ochrony przed powodzią i suszą, z jednoczesną poprawą walorów przyrodniczych środowiska naturalnego (sic!). Padają sformułowania, że deficyt wody powoduje zmniejszenie ilości wody dostępnej dla ludzi i zwierząt, wpływa na gorsze plonowanie roślin i – w sensie ogólnym – ogranicza rozwój gospodarczy, a ochrona wód w Polsce, zwłaszcza w kontekście coraz gwałtowniejszych anomalii pogodowych i towarzyszących im niekorzystnych zjawisk, głównie powodzi i suszy, nabiera szczególnego znaczenia. 

Antidotum na powyższe ma być, gdzie się da, spiętrzanie cieków wodnych, poprzez budowę wielozadaniowych zbiorników wodnych, oczywiście z funkcją energetyczną i przeciwpowodziową, no i obowiązkowo z przepławkami (przy obecnych przepływach, to jak umarłemu kadzidło). Przypomniano sobie, że w związku z pilną potrzebą działań w zakresie powiększenia zasobów wodnych Polski już w roku 1995 podjęta została inicjatywa rządowa dotycząca intensyfikacji działań na rzecz poprawy stanu odbudowy oraz zwiększenia ilości realizowanych przedsięwzięć z zakresu małej retencji wodnej. Na tę okoliczność Ministrowie Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej oraz Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa podpisali 21 grudnia 1995 roku porozumienie, a 11 kwietnia 2002 roku podobne porozumienie zostało podpisane między Ministrem Środowiska, Ministrem Rolnictwa i Rozwoju Wsi, prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz prezesem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, popierające rozwój małej retencji w Polsce. Porozumienia te określają formy organizacyjne i zasady finansowania oraz wspomaganie działań w zakresie retencjonowania wód powierzchniowych. Aktualnie więc, Zarządy Melioracji i Urządzeń Wodnych przystąpiły do wykonania nowych „Programów małej retencji wodnej… na lata 2016-2030”.

Boję się tylko o jedno, że dojdzie wyłącznie do realizacji retencji podstawowej, a nie do pożądanej retencji szczegółowej. Czyli, że zabudowa piętrząca obejmie ledwo już płynące cieki podstawowe, co dodatkowo naruszy  ich ciągłość biologiczną (zabudowa poprzeczna), zwiększy parowanie z powierzchni powstałych zbiorników i spowoduje migrację pionową wody, zwiększy zamulenie i podniesie temperaturę wody poniżej spiętrzeń, a to w konsekwencji zdegraduje charakter nielicznych już odcinków i cieków podgórskich i górskich. 

Zabiegi związane z małą retencją wodną można podzielić na techniczne i nietechniczne. W głównej mierze techniczne powinny być realizowane poprzez działania szczegółowe vel przestrzenne, do których zaliczamy retencjonowanie wód powierzchniowych w małych zbiornikach wodnych opartych na odpływach z systemów drenarskich i sieci rowów; „oczkach” tworzonych na ciekach szczegółowych i kanałach; zalewaniu nieużytków rolnych; jak również podpiętrzaniu tych jezior, przez które nie przepływa ciek podstawowy – „strategiczny” dla innych użytkowników, głównie rybackich. Z uwagi na to, że zasoby wodne powstają w wyniku opadów atmosferycznych, głównie na obszarach rolnych i leśnych, tam też powinny iść masowe nasadzenia obejmujące całe zlewnie, przynajmniej w pasach przyrzecznych.

Robert Kostecki