Świąteczny Odcinek Specjalny



Zwykle opowieść zaczyna się tak ...
Rześki poranek powitał nas mgłą, która ścieliła się po okolicznych polach i łąkach. W tej bajkowej scenerii zmierzaliśmy w kierunku ukochanej rzeki a wschodzące słońce z każdą minutą rozbudzało naszą wyobraźnię. Jednak uprawianie wędkarstwa muchowego nad rzeką jest nielogiczne.

Równie dobrze możemy zamknąć się w łazience ze świeżo zakupionym pstrągiem w formie żywej lub ostatecznie z karpiem wcześniej pomalowanym w czerwone kropki za pomocą lakieru do paznokci żony. Technika połowu muchowego w łazience w zasadzie nie różni się od technik plenerowych, bo ostatecznie chodzi o przesuniecie po dnie kawałka ołowiu owiniętego w wełnę, z punktu A do punktu B. Rzecz jasna przewagę w organizacji domowego łowiska mają zwolennicy sobotniej kąpieli w wannie, natomiast posiadacze kabin prysznicowych mogą zafundować sobie szum rzeki. Sobota jest dniem odpowiedni a nie jest terminem kłopotliwym, bo dzieci myć się nie lubią a żona myje głowę u fryzjera. Zatem odstępując od rytuału własnej kąpieli mamy już łowisko.

Łowisko to nie podlega presji, bo jest wyłącznie i w całości do naszej dyspozycji. Też się nie nachodzimy oszczędzając w ten sposób buty do brodzenia, które mogą się jeszcze przydać, na okazję wyjścia do znajomych, na wesele córki lub pierwszą komunię syna. Właściwie nawet nie musimy mieć wędki i linki muchowej bo i po co, skoro zamachnąć się nie ma gdzie, zresztą jak na większości rzek. Wystarczy sama żyłka, co odpowiada wynikom najnowszych badań nad technikami połowu muchowego. W wersji dla zawodników możemy pokusić się o inwestycję w dwa pstrągi mały i duży. Na przemian mierzyć je sobie a nawet zapisywać wyniki w stosownej tabelce na podręcznym papierze toaletowym.

Urządzając odcinek specjalny w domu w reszcie unikniemy kłopotliwych pytań małżonki, czy aby na pewno byłeś na rybach, bo Kowalski przywiózł siatę leszczy, a ty ..? Nie ponosimy też strat w przynętach bo wanna jest łowiskiem bezzaczepowym a jako że z domu się nie ruszamy, ryzyko kradzieży sprzętu jest minimalne. Miłym akcentem może być gumowa kaczuszka, byle za bardzo się nie panoszyła lub kumkanie żab z magnetofonu ale właściwie po cholerę skoro nad rzeką i tak nas irytują.

Dla poprawy nastroju możemy chwilowo suszące się skarpetki zastąpić widoczkiem jesiennego Sanu ale też niekoniecznie, bo kto ma czas rozglądać się po chaszczach jak trzeba patrzeć pod nogi. Niewielkim kłopotem może być apatia pstrąga w wannie i brak chęci do współpracy ale ostatecznie możemy wykonać tzw. szarpaka, potraktować go prądem z lokówki, lub przeczesać wannę siatką do włosów żony ... a jeśli to nie pomoże zawsze możemy wyjąć z wanny korek.

Na koniec obowiązkowe zdjęcie z dopiskiem, ryba wróciła do wody. Wszelkie przycinki czy miałeś mydło i ręcznik, niezależnie jak głupie jest to pytanie w tych okolicznościach, możemy spokojnie puścić mimo ucha, bo sukces murowany.