Penn Spinfisher V 3500


Nie ma kołowrotków wiecznych. Każdy model i konstrukcję można zmęczyć do stopnia nieużywalności a wszystko zależy od intensywności spinningowania, warunków i rodzaju łowiska, stosowanych przynęt oraz indywidualnej troski i dbałości o sprzęt. Są natomiast modle kultowe, ponadczasowe, które nieomal w niezmiennej formie od wielu lat dominują na rynku oraz w rankingach wędkarzy. Czy do tej grupy można zaliczyć kołowrotek Penn Spinfisher ?. Na tak postawione pytanie trudno dać jednoznaczną odpowiedź, choć podpierając się opinią i charakterystyką opisaną na podstawie testów, kołowrotki Firmy Penn zasługują na uznanie ze względu na niezawodność w trudnych warunkach i mocną konstrukcję. To jednak zdawkowa opinia a do wnikliwej analizy odsyłam pod wskazany link:  Penn Spinfisher fishing-test.pl

W tym miejscu proponuje dotrwać nie tylko do końca opisywanej tam charakterystyki ogólnej, jakości wykonania, relacji cenowej, przeznaczenia i testów praktycznych oraz oceny końcowej, ale też do opinii użytkowników w komentarzach. Jak to zwykle bywa zdania są tam podzielone, podobnie jak na innych portalach i forach gdzie temat wyboru kołowrotka jest dyżurnym i obowiązkowym wątkiem. Wielu z Was pyta o zdanie użytkowników różnych modeli szukając podpowiedzi wobec własnego dylematu co do wyboru pierwszego lub kolejnego młynka. Szczególnie gdy oczekujemy od przyszłego kołowrotka cech, które pozwolą sprostać trudnym warunkom wędkowania jak rzeki trociowe lub połowy morskie.

Tak to już jest, że im więcej się czyta i próbuje dowiedzieć tym bardziej wszystko staje się zagmatwane wobec sprzecznych opinii prowadzących nas ku niezliczonym markom i modelom. Przychodzi jednak czas gdy trzeba podjąć decyzję i kliknąć przycisk - kupuję. To oczywiście mała aluzja do zakupu przez internet ale najczęściej na taką jesteśmy skazani wobec niższej ceny niż w stacjonarnym handlu lub wobec braku upatrzonego kołowrotka w tradycyjnych sklepach wędkarskich. W tym miejscu pewnie niejeden stwierdzi, że nie ma to jak wziąć młynek do ręki, pokręcić i wszystko będzie jasne ... chodzi jak masło lub nie.


Tu jednak się nie zgodzę wobec wiary, że pierwsze ruchy korbką na sucho w sklepie wyznaczą wartość i przyszłe walory użytkowe kołowrotka. Przez dziesięciolecia wędkowania miałem ich naprawdę wiele, ale by zilustrować pewną prawidłowość wybiorę w opisie trzy ostatnie modele. Idąc od końca ... Daiwa Legalis 2500, na sucho chodziła jak masło, nieomal jak Shimano Twin Power, już nieco oporniej przy małym pstrągowym woblerku, natomiast przy woblerze 7 cm katastrofa - tarcia, zgrzyty i charczenie. Ledwie zipała by ostatecznie zmielić wnętrzności po zamarznięciu dostałej się do środka konstrukcji wody. Kolejnym była Okuma Salina - kołowrotek, który był stabilny czyli podobnie zachowywał się na sucho jak i po obciążeniu pokaźną przynętą (wobler, wahadłówka, obrotówka), nawet w ostrym nurcie. Dobry rzeczny robotnik z pełnym przełożeniem wartościowych cech na morskie spinningowanie ale bez szaleństwa. I na koniec ostatni nabytek Penn Spinfisher V 3500 ... tu sytuacja zgoła odwrotna.

W tym miejscu słów kilka o własnych wrażeniach, bo warto temu modelowi poświęcić nieco uwagi. To jeden z nielicznych kołowrotków, którego przesyłki nie mogłem się doczekać. Szybko chciałem zweryfikować krążące o nim opinie, nerwowo wydłubując go z opakowania, by po dokręceniu korbki przekonać się o jego tajemniczych właściwościach tak szczegółowo opisanych w przytoczonym teście. Pierwsze wrażenie faktycznie wszystko idzie z oporem, choć bardzo płynnie z wyjątkiem mechanizmu zbijania kabłąka. Twardy i wymagający sporo siły, lecz na dzień dobry do przyjęcia. Kołowrotek ciężki lub przynajmniej cięższy od poprzednich używanych przez mnie modeli ...  jednym słowem uczucia mieszane. 

Wszystko zmieniło się nad wodą, bo Penn Spinfisher V 3500 jest jak samochód na dotarciu lub urządzenie, z którego nie zostały zdjęte jakieś fabryczne blokady. Jednak z każdym kolejnym przelotem przynęty zaczyna żyć własnym rytmem. Naprawdę trzeba kilku dni intensywnego wędkowania by ułożył się a jego solidne mechanizmy nabrały płynności działania do stopnia siły jaka została im przeznaczona. W relacji z kijem spinningowym nagle waga młynka przestaje być zauważalna a co ciekawsze miałem wrażenie, że doskonale integruje się z wędziskiem ostatecznie tworząc monolit. Pracę woblera czuje się całym zestawem, inaczej niż przy innych kołowrotkach gdy kij pracował sobie a młynek sobie.


To oczywiście zbyt krótki okres użytkowania Penna by wydać wiążącą opinię. ale w warunkach łowiska sprawuje się lepiej niż oczekiwałem. Miałem też okazję obserwować zmagania wersji 4500 podczas dorszowych połowów. O ile nie dziwła lekkość z jaką sobie radził na płytszych akwenach Łeby przy lżejszych pilkerach, to na głębi Władysławowa - czapka z głowy. Podczas kilku wypraw ani pisnął przy pilkerach 180 gram i dorszach podnoszonych z 80 metrów. Niezależnie od głównych cech użytkowych Penn Spinfisher ma kilka drobnych ale ważnych rzetelności jak opis pojemności szpuli. Często zdarzało się, że podane metry określonej średnicy żyłki nijak się nie mieszczą, tu jest inaczej. Dla żyłki np. 0, 28 producent podaje 190 metrów i tak jest faktycznie. Tradycyjna żyłka 150 metrów z handlu wymaga w tym przypadku podkładu by wypełnić szpulę Penna. Na zdjęciu poniżej żyłka nawinięta z podkładem. 

Drugą ciekawostką jest uproszczenie mechanizmu przez brak biegu wstecznego, co mnie cieszy bo nigdy z niego nie korzystałem a przypadkowe przestawienie zapadki tylko sprawiało kłopot z niekontrolowanym obrotem szpuli. Nie bez znaczenia jest też cena ok 340 zł, co lokuje ten kołowrotek w klasie sprzętu tańszego. Jednak zachowując zaprojektowane walory przez lata a mam taką nadzieję, Penn Spinfisher V 3500 wart jest nawet większych pieniędzy. Ostatnia uwaga, bo wobec tego modelu w wersji 3500 przypisana jest łatka - do cięższego spinningu. To raczej odniesienie do mocy i trwałości mechanizmów niż gabarytów młynka. Spokojnie Penn Spinfisher V 3500, to klasyczna wielkość typowego kołowrotka trociowo - szczupakowego.