Wszystko się może zdarzyć


Poranek 3 stycznia to siarczysty mróz, który nie zachęca do wyjścia z domu. Nawet termometr zamarzł i ledwie można odczytać jego wskazania ale tak na oko jest - 15 stopni ... brrr. Sami wiecie jak uciążliwe jest w takich warunkach zamarzanie przelotek a tym, którzy nie potrafią wędkować w rękawiczkach wspomnienie obolałych od zimna palców tym bardziej podpowiada pozostanie w domu. Domownicy smacznie śpią, w "chacie" cisza i spokój, na stoliku kubek gorącej kawy ... a za oknem zamrożony świat. Jednak gdzieś tam w oddali czekają wędkarskie przygody, więc jak tu nie wyjść z domu. Póki co nie ma pospiechu bo wiem, że z każdą godziną zrobi się cieplej lub wschodzące słońce sprawiać będzie takie wrażenie.

Nad rzeką szału nie ma. Ryb niewiele, pewnie mniej niż wędkarzy. Większość wróci o kiju z malinowym nosem, nie zawsze za przyczyną mrozu. Taka to już trociowa tradycja być w takie dni nad wodą. Ten co za trocią chodzi wie, że wszystko się może zdarzyć ...

Obolały od przenikliwego zimna akumulator jęknął lecz wreszcie samochód odpalił. To dobrodziejstwo benzynowego silnika. Przez lata kupując nowy - stary samochód ostatecznie wyleczyłem się z Diesla, by nie stać pod domem w wędkarskim rynsztunku w takie dni jak dzisiejszy. Na samą myśl, że mam zdejmować z siebie te wszystkie warstwy cuchów, które przysposobiłem na okoliczność mrozu bez zaliczenia choćby jednego przelotu woblera z powodu odmowy współpracy środka lokomocji, zwykle kończyło się gorączkowym poszukiwaniem grupy wsparcia. Każdy sąsiad, który pojawiał się na osiedlu dawał okazję podłączenia kabli do jego akumulatora i zwykle na próżno bo on sam wyglądał podobnej okazji.

No to jadę. Nad rzekę nie mam daleko i za chwilę przekonam się ilu podobnych desperatów stanęło nad jej brzegami. Mam wrażenie, że teraz jeździ się za trocią pogodzonym z losem. To bardziej przyzwyczajenie i nie towarzyszą temu takie emocje jak przed laty, gdy ryba była tylko kwestią czasu. Pochwalę się pustej wodzie jakie to woblery gromadziłem mozolnie jesienną porą, odmawiając strawy sobie i rodzinie. Pogadam z kolegami o zaletach różnych przynęt stosownie do pogody, choć początek rozmowy będzie taki sam. -  Jak tam kolego ... nic, studnia, zero. Jedni stwierdzą, że ryby są ale mróz i nie biorą. W czasie odwilży stwierdzą, że ryby są ale nie biorą, bo trzeba poczekać na mróz. I taka to wędkarska układanka, której jedyną wiadomą jest danina dla PZW.



Jestem nad wodą i jak w tytule - wszystko się może zdarzyć. I się zdarzyło bo oto po raz pierwszy w życiu zamarzł mi kołowrotek. Nieopatrzne zanurzenie w rzece, która jak rzadko niosła śryż eliminuje kręciołka do zera. By zwinąć ostatnie metry żyłki mało nie ukręciłem korbki ... i tyle mojego łowienia.

Z tym mrozem to jak w ruskim kawale. gdy dzwonią do Saszy:
- No jak ta u was Sasza, słyszałem że tam okrutnie zimno
- Nie ... mówi Sasza, całkiem znośnie, tylko minus 15 stopni
- A ja słyszałem, że minus 40
- No tak, ale to na zewnątrz, odpowiada Sasza