Wiosenne wtajemniczenie


Tekst i zdjęcia ... Kazimierz Żertka 

Wiosna! ... Wątła roślinność zachłannie zagarnia przestrzenie. Jeszcze delikatna, wiotka, rozszczebiotana ptakami. Gdzieś po górach przetoczyła się wiosenna burza, rzeka stała się mętna i nieprzewidywalna. Na szczęście dopływy żyją według własnego zegara. Dziś dla mnie, taki właśnie niepozorny potok, stał się moim wybawieniem. Trudny, wijący się głębokim, krętym jarem jeszcze nie zarósł pokrzywo-jeżyną i otwiera z każdym moim krokiem, swoje tajemnice. 

Zapytacie jak tu łowić? Do tego jeszcze na muchę... ano zwyczajnie, prosto. Na takich potoczkach, rzuty muszą być pewne i dokładne bo najczęściej będą jednorazowe.Tu nie ma miejsca dla poprawek. Muchy - zależne od rybostanu. Na tutejszych łowiskach przeważają klenie, okonie i naprawdę sporadyczne drobne szczupaki i coraz rzadsze pstrągi. Dlatego najczęściej stosuję różne mokre muchy na hakach 8-14 i imitacje pijawek na 6-kach czy 8-kach. Wiosną rewelacyjne bywają również nieobciążone imitacje larw jętek w rozmiarze 8-14. Polecane i skądinąd bardzo skuteczne typowe okoniowe puchowce jakoś nie znajdują u "moich" okoni zainteresowania, przekonuje ich za to imitacja larwy czy to ochotki czy to jętki. Latem ryby już są skutecznie chronione, z powodu zarastania na tutejszych potoczkach nie sposób łowić na muchę czy nawet spinning.

Ktoś, może powiedzieć, że takie połowy to okruchy szaleństwa zakrapiane abstrakcją dla bardzo zdesperowanych. Zwłaszcza, że można tu złamać muchówkę o jakich konar, że część zawartości pudełka zostawić można jako ozdobę nadbrzeżnych drzew i zarośli. Niestety mało kto rozumie, że w tych obrazach-chwilach nie ma nic do rozumienia, jest tylko tu i teraz, ze właśnie "tu" można się zatracić, zapomnieć o całym świecie. Krok za krokiem. Kolejny zakręt. Rozlany wlew z plamą głęboczka pośrodku. Miejscówka. Przypomina oczko pióra pawia. Miejsce klęsk. małych zwycięstw i świństewek losu. Wiąże nowe muszki. Głęboki oddech. Rzucam je ku przeznaczeniu. Tylko wiary...
Dzisiaj jest nieźle, okonie zagustowały w zielono-złotych larwach jętek. Co raz któryś rozbryzguje wodę na końcu wiotkiego przyponu. Ryby nie są duże takie około 25cm, ale zabawa przednia! Przechodzę dalej. Kolejny wlew odznacza się mini wodospadem. Pierwszy rzut nie przynosi okonia, nie widzę też wszędobylskich kleników. Cisza w takiej miejscówce oznaczać może tylko jedno - coś konkretnego.

Nie rzucam, czekam, rozglądam się. W polaroidach wyraźnie widoczna jest plątanina korzeni czarnej olchy i aby je obłowić potrzeba specjalnej przynęty. Wiążę larwę jętki i czarną pijawkę. Przytrzymuję je aby dobrze nasiąkły wodą. Pomoże to wyprowadzić dobry skuteczny rzut. Pierwsze przepuszczenie zestawu nic nie zmienia. Cisza. Drugi rzut prawie w pianę wodospadu sprawia, że widzę błysk boku ryby po nieudanym ataku. Czuję puls w skroniach. Dylemat. Szczupak?  Czekam aż ryba się uspokoi. Przewiązuje pijawkę na larwę jętki, bo jeżeli to szczupak to nie ponowi ataku.
Kolejny rzut przynosi miękki zaczep. Zacinam. Ryba trzyma się dna, prze w stronę korzeni. Wchodzę do wody i staram się ją wypłoszyć na płytką część rzeczki. Ryba jest mocna i nie mogę jej dojrzeć. Krąży pod wodospadem. Jeżeli nie szczupak to CO?

Napinam przypon, zmuszając rybę do młynkowania. Staram się wyprowadzić ją na płycizny. Nagle potężne uderzenia ogona sprawiają, że trochę tracę inicjatywę, zdaję sobie sprawę, że łatwo nie będzie. Trochę to potrwa i walkę wygra ten kto popełni pierwszy błąd. Wchodzę głębiej starając się odgrodzić sobą drogę do plątaniny korzeni. Ryba trzyma się dołka pod wodospadem. Nagle sprowokowana, rusza w stronę płycizny i z impetem wyjeżdża na żwir. Chwila i mam ją w podbieraku. Ogon wystaje. Ciężko oddycham. jeszcze nie wierzę, jeszcze nie dociera do mnie, że mogło mi się coś takiego przytrafić! Jestem szczęśliwy. 


57 cm Salmo trutta m. fario. To COŚ. Zjawa, ze szczęśliwości dzieciństwa. Piękna. Cudowna. Parę zdjęć telefonem. Czekam aż nabierze sił. Trwa to chwilę. Pstrąg jest ufny, spokojne odpływa pod wodospad, oboje wracamy do swoich światów. Spoglądam na wodospad. Znów tylko szum wody. Na styku dwóch światów zdarzyło się szczęście, najprawdziwsze szczęście. W takich chwilach, gdy serce ogarnia sytość, nie sposób łowić. Wracam. Przyznacie, że piękne potrafią być zagubione potoczki. Czasem warto zanurzyć się w ich tajemnice i być może od nowa przeżyć coś co wydawało nam się bezpowrotnie utracone.
Pozdrawiam.
Kazimierz Żertka