Prześpij się z tęczakiem ... liczymy barany


Jeśli przespaliście się z tematem pstrąga tęczowego, czyli opisanym w części pierwszej statusem w ministerialnych rozporządzeniach, czas na  jego faktyczne miejsce w rzekach. Wiemy już, że ryba ta jest gatunkiem nierodzimym a jego wprowadzanie do środowiska, wymaga zgody Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi na mocy rozporządzenia 16 listopada 2012 r. Ta zaś w przypadku wód otwartych Polski północnej nie ujrzała póki co światła dziennego. Krótko mówiąc wody te nie są zarybiane tęczakiem, choć miejscami jego ilość wskazuje na takie poczynania. 

By nie pisać o wodach mniej mi znanych a co za tym idzie być rzetelnym w przekazie potraktujmy sprawę pstrąga tęczowego na przykładzie rzeki Reda i Bolszewka. Oczywiście opisywane poniżej fakty i zdarzenia z pewnością mają miejsce na innych rzekach, czyli tam wszędzie gdzie na ich wodach funkcjonują tuczarnie tęczaków, czyli hodowle. One są właśnie źródłem zarybień tym gatunkiem a na wspomnianych "moich" rzekach w skali przypominającej realizację operatu. Powodów przenikania tych ryb z hodowli do rzeki jest wiele. Czasem to niefrasobliwość lub niedbalstwo pracowników, innym razem to zdarzenie losowe jak wielka woda po obfitych opadach, szczególnie tych krótkotrwałych ale bardzo gwałtownych. Wtedy nagły przybór rzeki dosłownie wypłukuje zawartość stawów do wód otwartych, liczoną niekiedy w tonach wyrośniętych ryb. I tu zaczyna się tytułowe liczenie baranów. Metaforycznie możemy je liczyć w myślach by błogo zasnąć nad tematem, udając, że nie istnieje. 

Mamy zatem do czynienia z cichym przyzwoleniem wszystkich zainteresowanych - czyli jak najwięcej pstrągów tęczowych w rzekach. Zarówno PZW, służb kontrolnych oraz wędkarzy. Z jednej strony Polski Związek Wędkarski wprowadził dawniej limit połowu - 4 sztuki dziennie, niejako porządkując połów gatunku. Obecnie jednak odstąpił od tego zapisu, bo w RAPR na 2016 rok czytamy: 9. Limity połowu nie dotyczą amura, tołpygi, krąpia, karasia srebrzystego, leszcza, pstrąga tęczowego i pstrąga źródlanego oraz gatunków ryb wymienionych w rozdziale IV, pkt. 3.7. 

Generalnie mam nieodparte wrażenie, że im więcej tęczaków w rzece tym bardziej cieszą się działacze PZW, bo sami zarybić tą rybą nie mogą lub nie chcą, stając wobec krzyżowej drogi po ministerialnych schodach by zapisać tego rodzaju zarybienia w operatach. Trudno się dziwić miłościwie nam panującym związkowym rządzącym, bo pstrąg tęczowy, szczególnie w większej ilości gwarantujący obfite połowy natychmiast generuje kolejkę do związkowej kasy, zapewniając daninę na kolejny wędkarski sezon.



Niewątpliwie jest rzeczą przyjemną poczuć na muchowym kiju okazałego tęczaka, lub w majestacie prawa zabrać nieograniczoną ilość tych ryb z łowiska, nie narażając się na medialne napaści obrońców życia poczętego ryb, czyli fanatycznych no - killowców. Choć jak znam życie, to ci ostatni za chwilę uruchomią krucjatę w obronie gatunku, bo żywa ryba w rzece to ryba, która ma tam pozostać i basta. Zrobi się z tego obłędne koło, bo gdzie miejsce na gatunki rodzime, wobec których tęczak jest zagrożeniem terytorialnym i pokarmowym.

W tym miejscu stajemy przed dylematem czy to już czas na pstrąga tęczowego, skoro tak jest pożądany przez wędkarzy, wobec niedostatku lipieni i pstrągów potokowych. Pokusa wielka, jednak należy studzić zapędy i zamiary zarybiania rzek Pomorza tęczakiem pamiętając o wielu uwarunkowaniach. Nie bez znaczenia są choroby tego gatunku, które mogą być przyczyną nieutrzymania się populacji w rzekach w przypadku zarybień oraz przeniesienia chorób na inne gatunki. Zwłaszcza że, pozyskiwanie materiału zarybieniowego na bieżącą realizacje operatów potokowca i lipienia bywa przypadkowe. Zarówno co do puli genetycznej jak i miejsca pozyskania narybku i rzecz podobnie wyglądać będzie z tęczakiem. 

Drugi bez wątpienia niepokojący czynnik to zabranie przestrzeni życiowej wspomnianym gatunkom, które i tak ledwo zipią w naszych rzekach mimo zarybień liczonych w setkach tysięcy sztuk. Nic w tym dziwnego skoro urbanizacja, eutrofizacja, melioracja, karczowanie brzegów, bagrowanie koryt oraz wszelkie inne działania człowieka, pozbawiają gatunki rodzime szansy na przetrwanie. Najprościej zatem jest teraz machnąć  na nie ręką, poddać się i zaniechać wszelkich działań na rzecz ochrony wód. Po prostu pójść z duchem czasu i sypnąć tęczakiem. 

Drodzy Koledzy ... nie idźcie tą drogą. Póki istniej najmniejsza szansa na zachowanie naszych rzek w kondycji umożliwiającej obecność i rozwój rodzimych populacji ryb ... po prostu róbmy to wszelkimi sposobami. Od czasu do czasu nieuchronnie pojawi się ponownie większa ilość pstrągów tęczowych, uciekinierów z hodowli. Wtedy nasycicie zmysły i lodówki do syta. Natomiast na co dzień, naszym obowiązkiem jest  troska o środowisko dla potokowca i lipienia.