Woda przyciąga jak magnes ... cz II - na lipieniowym przednówku


Jak pisałem w części pierwszej, doczekaliśmy się w końcu przepustek od koleżanek małżonek i ostatecznie udało się nam z Kazikiem Żertką stanąć nad brzegiem Redy. No cóż, rzeka nie była łaskawa. Podniesiona woda, mocno trącona praktycznie wykluczała wędkowanie. Wiedziałem o takim stanie rzeczy, jednak trudno odmówić goszczącemu na Ziemi Wejherowskiej koledze choćby próby zmierzenia się z tutejszymi lipieniami. Reda od tygodni wygląda podobnie, gdy po katastrofalnym, jednodniowym przyborze nie może podnieść się z kolan. Okoliczne łąki są tak nasiąknięte, że teraz niewielki deszcz natychmiast sączy z nich mechaniczną i organiczną zawiesinę. A deszczu nie brakuje, mimo że ostatni tydzień i tak był słoneczny i łaskawy.


Kazik z lipieniem Redy, taki wymiarek 35 cm

Kazik pozostał w wyborze przy swoich nimfach, które uznałem za mało na Redę przydatne no i się pomyliłem. Złowił kilka pstrągów i lipienie, choć na końcu muchowego zestawu zawiesił spore nimfy, bo na haczykach w rozmiarze 8. U schyłku lata ja już tak nie łowię, wyznaczając górną granicę haka na rozmiar 10. Do tego konsekwentnie stosując stonowaną kolorystykę, nawet w wodzie jaką opisuję i jaką widzicie na zdjęciach.


Wylot "sieczki" na Redą.


Mnie takie praktyki przyniosły efekt w postaci potokowca, który jakimś cudem namierzył ciemną nimfę na podobieństwo brązki, mimo że na prowadzącej uwiązana była spora i jaskrawa nimfa Kazika widoczna na zdjęciu poniżej. Pomarańczowa główka, pomarańczowy kołnierzyk i czerwone pióro bażanta na tułowiu, do tego czerwony ogonek z szyjnych piór bażanta przynosiły mu nie tylko pstrągi ale też lipienie.


Niezależnie od wyboru nimf tego dnia, miałem okazję zajrzeć do pudełek Kazika. Przyznam, że ilość much liczona w sztukach, mnogość wzorów, kolorów oraz wielkości przytłacza nawet wędkarza, który na co dzień spędza sporo czasu przy imadełku. To praktycznie nieograniczony wybór na każdą wodę, porę roku i dnia z uwzględnieniem lokalnych preferencji ryb oraz ich chwilowych kaprysów. W kolejnej części będziecie mieć okazję zajrzeć do tych pudełek, bo rzecz będzie wyłącznie o muchach. To za sprawą naszych rozmów nad wodą, dzielenia się doświadczeniami z rzek północy i południa. Próba związania wzoru nimfy, która pogodzi odmienność "klimatów" obu krain ryb łososiowatych a zarazem stanie się okazją do powstania czegoś nowego, co wprowadzi nico świeżości do moich muchowych pudełek.


W muchowym pudełku Kazika Żertki.


Kłopot z poszukiwaniem łownych wzorów much na taką rzekę jak Reda polega na tym, że nie można wzorować się na naturalnym pokarmie tutejszych ryb, bo odnalezienie takiego jest trudne a czasem praktycznie niemożliwe. Było to wielkim zaskoczeniem dla Kazika, bo w w jego wędkarskiej praktyce przewracanie rzecznych kamieni, obserwacja tego co nad rzekę wylatuje lub zasiedla okoliczną roślinność jest podstawą konstrukcji muchy. Nie bardzo mi wierzył, że tutejsze nimfy robimy na wyczucie gustów lipieni, bo pod kamieniami nic nie odnajdujemy. By dał wiarę wspólnie zaglądaliśmy w zakamarki i wszelkie schowki rzeki, od biedy odnajdując pijawki lub obserwując wylot drobnej sieczki, widocznej na zdjęciu powyżej. Tyle i tylko tyle, no może jeszcze znajdowane przez mnie przy innej okazji kiełże o stalowej barwie. Zapewne uda mi się Kazika Żertkę namówić na publikację jego doświadczeń i wniosków jak ważnym jest czytanie rzeki i zrozumienie relacji łownej muchy z tym co pod rzecznym kamieniem mieszka. 


Ostatnie przeloty nimfy w uroczej rynience, która tak często obdarza mnie lipieniami. Mimo, że Reda nie odsłoniła swoich tajemnic, jutro siadamy do imadełka. Dla Kazika to chwilowe rozstanie z pomorską rzeką, dla mnie to lipieniowy przednówek, bo najpiękniejsze dni połowu tej ryby dopiero nadejdą z barwami października.