Woda przyciąga jak magnes ... cz III - kręcimy muchy


Dzisiejszej publikacji starałem się nadać szczególne znaczenie i staranność w przekazie treści. Choć dla wielu prezentowane i opisane wzory much wydają się banalne, to spojrzenie na nie z perspektywy doświadczeń Kazika Żertki zmienia postać rzeczy ...

Powrót  z kolegą nad rzekę w tak niesprzyjających warunkach do wędkowania, jakie opisałem w poprzednich częściach, nie był pomyłem najlepszym. Jednak by wykorzystać czas naszego spotkania koncepcja wspólnego kręcenia much była przednia. Miałem zatem okazję na żywo podejrzeć warsztat i umiejętności Kazika Żertki a muchy, które tego dnia powstały były wypadkową jego doświadczeń z rzek południowej Polski wobec oczekiwań moich i tutejszych lipieni.


Jak już wielokrotnie wspominałem w publikacjach własnych oraz przytaczając na łamach tego portalu teksty Kazika, jego muchy najkrócej rzecz ujmując są jaskrawe. Dominują materiały syntetyczne, połyskliwe o wyrazistych barwach, nierzadko fluo. Taka technika wiązania much oraz wzornictwo doskonale sprawdzają się na bardzo klarownych rzekach jak Olza oraz rzeki czeskie. Tam dno jest twarde, skaliste a rzeka nie niesie osadów mechanicznych i organicznych na podobieństwo rzek północy. W jego wodach jest dużo światła i zapewne przynęty, w tym oczywiście muchy mogą emitować jego duże ilości, nie będąc dla ryb podejrzane lub wręcz je płoszyć i odstręczać. Mówimy oczywiście o naturalnym poziomie wody, bo gwałtowne opady również czynią z tych rzek akweny o kolorze kawy z mlekiem. Ten jednak najczęściej wyklucza wędkowanie, bo burzowy, czy deszczowy przybór jest niezwykle gwałtowny, powodując w krótkim czasie podniesienie lustra wody mierzone w metrach. To za sprawą górzystych terenów oraz skalistego dna rzek a także kamienistych stoków, które natychmiast oddają rzece tysiące litów wody nie mogącej się łagodnie rozlać na jej brzegach, która dodatkowo musi spłynąć zwartym i twardym korytem rzeki.



Rzeka Olza

Rzeki północy zachowują się odmiennie, choć nie wszystkie bo i tu ze względu na ich bieg pomiędzy wzgórzami morenowymi dawnych lodowców, czasem doświadczamy zjawiska podobnego jak wyżej opisane. Jednak "moją"  lipieniową rzeką jest Reda a ta zachowuje się jak kapryśna panna. Na co dzień płynąc z jeziora Orle sączy wodę o kolorze ciemnego bursztynu lub jak kto woli piwa. Czyli przy normalnym swoim stanie jest ciemna. Jeszcze inaczej gdy kumulują się deszczowe opady, bo w pierwszej kolejności nasycają się okoliczne łąki i wody gruntowe, by powoli oddawać rzece nagromadzone zasoby. Wypłukiwane są wtedy i prawie stale sączone dodatkowe zawiesiny, czyniąc Redę jeszcze bardziej ciemną i nieprzeniknioną. W takich warunkach wędkowania, przynajmniej w mojej praktyce pomijałem muchy jaskrawe, upodobniając ich wizerunek do koloru wody Redy i nikłej ilości światła przenikającego do lipieniowych miejscówek. Tu lipień siedzi głęboko i rzadko podnosi tyłek, poza oczywiście okresami wylotu jętki majowej, której bywa amatorem i czasem wylotu jesiennej sieczki. Jesienne zbiórki są jednak co raz rzadsze a łowienie na suchą nie jest już tym co przed laty, gdy kardynały cmokały na potęgę. Pozostaje zatem stonowana w swych barwach nimfa, która zawsze jest skuteczna. 



Rzeka Reda, tak szczególnie latem wygląda kolor wody.

Jednak w historii połowów lipieni z Redy bywały zaskakujące zdarzenia i zawsze na kolejne wypada być gotowym. Był kiedyś taki wspaniały sezon, gdy lipienie szalały za pomarańczowym kiełżem.  Tej jesieni złowiłem wiele ryb powyżej 40 cm a największy miał aż centymetrów 49, przy dużej masie i krępej budowie ciała, piękna, okazała ryba ryba (spokojnie obrońcy życia poczętego - ryba wróciła do wody). Jednak w kolejnych sezonach ten wzór był totalnie ignorowany i trzeba było szukać innej "Wunderwaffe", mniej lub bardziej skutecznej.


Dlatego dziś u progu sezonu lipieniowego, mając Kazika przy imadełku niejako prowadziłem jego nić wiodącą w kierunku wzorów, które mogą być odpowiedzią na zmienne, sezonowe nastroje tutejszych ryb, będąc jednocześnie inspirowane doświadczeniami kolegi. Jak widzicie na zdjęciu poniżej, Kazik związał mi kilka brązek w tradycyjnym wydaniu - jak przystało z pióra ogonowego bażanta łownego, jednak ważnym akcentem jest brak jeżynki i zastąpienie jej agresywnym w barwach kołnierzykiem z syntetycznego materiału. Odmiennością od moich much jest też ogonek wykonany z barwionych na czerwono piór szyjnych bażanta złocistego. Kazik uznaje ten element za bardzo istotny więc pokornie go słuchając poprosiłem o takie rozwiązanie. Dodatkowo w jego oryginalnych muchach często używa barwionych na czerwono piór ogonowych bażanta do wiązania tułowia. Z braku takowych złamaliśmy nieco docień tego elementu przewijką z czerwonego drutu. Czasem tak jest, że pozornie niewiele znaczący element muchy, który pominiemy lub źle wykonamy, dobierając niewłaściwy materiał i barwę, ostatecznie decyduje czy ryby złowimy lub nie.




To już brązka Kazika w tradycyjnym wydaniu. No prawie, bo pozbawiona jeżynki, którą wspólnie uznajemy za element zbędny w przypadku potrzeby szybkiego i głębokiego sprowadzenie nimfy do strefy żerowania lipieni. W tym miejscu mała uwaga by do tematu nie wracać. Wszystkie prezentowane muchy są równie skuteczne na pstrągi, w tym pstrągi tęczowe, dlatego w tym przypadku dla mnie wykonane są na haczykach zadziorowych. To muchy na okres września przeznaczone do połowu tych ostatnich. Dla mnie dopiero październik to miesiąc lipieniowy, zatem już w zaciszu domowego warsztatu Kazika powstają ich kopie na haczykach bezzadziorowych dedykowane na ten czas i tej rybie.


Na zdjęciu powyżej widzicie pozornie prostą modyfikację brązki, przez dodanie kołnierzyka z zielonej nici fluo oraz pozbawienie ogonka. Jednak nimfa ta ma swoją historię i znaczące miejsce w arsenale przynęt kolegi. W oryginale wykonana jest nieco inaczej, bo główka powinna być czarna. To bardzo skuteczna imitacja chruścika domkowego, która w jego wodach to podstawowy kusiciel lipieni.


Mamy już podstawowy pakiecik na najbliższe wyjścia nad wodę. Pomny jednak skuteczności pomarańczowych kiełży namawiam teraz kolegę do wykonania jego propozycji w nawiązaniu do moich doświadczeń. Jak widzicie i w tym przypadku podstawę stanowią syntetyki i to jaskrawe. Ciekawą propozycją jest wykonanie ogonka i grzbietu z jednego pasma wiązki promieni piór ogonowych bażanta w miejsce zwykle stosowanego Body Stretch, innych syntetyków lub domowych wynalazków jak skórki z kiełbasy itp. Spoglądając poniżej na zdjęcie odwróconego kiełża, możecie dostrzec jeszcze inny lecz oryginalny szczegół konstrukcji. To podwójna przewijka. Pierwsza z płaskiej, złotej lamety, wiązana przed ułożeniem grzbietu, którego segmentacja wykonana jest drugim przewinięciem z czerwonego z drutu.




Dubbingi oczywiście można łączyć, jak w tym przypadku, tworząc różnego rodzaju akcenty kolorystyczne. Tu jesteśmy zgodni, że zależy to jedynie od inwencji autora, tak by powstały alternatywne wzory ... może któryś będzie tym niezastąpionym w danym dniu lub sezonie.




To jedna z najciekawszych propozycji Kazika Żertki. Wiele mi opowiadał o tej nimfie, której konstrukcja choć oparta na dotychczasowych przez nas stosowanych materiałach, sporo się różni od prezentowanych już wzorów. Jak widzicie nie tylko akcent zielonego brzuszka daje do myślenia, ale też obfite odnóża, które uzyskujemy w drodze powrotnej układania grzbietu nad zielonym pakunkiem. To one odgrywają zasadniczą rolę w skutecznym wabieniu ryb. Warunek jest jeden, bo jak mi relacjonował kolega ... im więcej ryb tą nimfę sponiewiera w pysku, tym bardzie staje się łowna.  Dopiero poszarpana, wypluta i zmięta staje się prawdziwym killerem na największe pstrągi i kardynały. Na tym etapie jej strata jest bolesna, bo rzecz całą trzeba zacząć od nowa, czyli od kąsania przez młodsze roczniki. 


Na koniec macie okazje zajrzeć do muchowych pudełek kolegi. To jedynie niewielki przegląd wzorów, które na co dzień stanowią podstawę połowu okazałych brzan, kleni, świnek, pstrągów tęczowych i potokowych. Mimo licznych publikacji, z treścią których Kazik Żertka dawniej dzielił się z Wami na łamach "Wędkarza Polskiego" oraz w części  - artykuły flyfishing.pl, jest człowiekiem niezwykle skromnym. Z tego też powodu jedynie w jego wspomnieniach pozostają kapitale ryby, które złowił ... niekiedy w pobliżu Rekordu Polski. A wiem co mówię, bo czasem podzieli się ze mną ich wizerunkiem. Drodzy muszkarze, macie w jego osobie praktyka z krwi i kości i póki sił i zapału nam wystarczy, jego wiedzę i doświadczenie będziemy się starali propagować ... a korzystać z takiego dobrodziejstwa zapewniam warto.


Kleń na muchę Kazika Zertki