Kobieta mnie bije ... pewnego
sobotniego wieczoru odebrałem telefon od przyjaciela tej właśnie
treści. Wszystko za sprawą Marzeny, która to podczas wspólnego
wędkowania złowiła pięknego pstrąga potokowego, klasycznego
czterdziestaka. Treść naszej rozmowy miała zdecydowanie
żartobliwy ton a użyte stwierdzenie było jedynie aforyzmem z filmu
"Seksmisja" na podkreślenie sukcesu Marzeny wobec
marnych wyników kolegi. Jednak gdzieś w jego głosie krążyła
nutka urażonej męskiej dumy i do dziś nie mam pewności czy nie
była przypadkiem wyznaniem prawdziwej skali własnej porażki. No
cóż, sam zgotował sobie taki los wprowadzając Maszkę w świat
wędkarstwa i teraz musi z pokorą dźwigać brzemię kobiecych
sukcesów.
Wszystko co napisałem powyżej
podkreślamy teraz gruba krechą, uznając jedynie za wprowadzenie
do tematu w konwencji żartu, bo sprawa jest jak najbardziej poważna.
Pierwszy sezon wędkowania Marzeny, to rok spinningu. W tym miejscu
wypada podkreślić niewątpliwy zapał i cierpliwość w zdobywaniu
praktycznej wiedzy, które szybko przerodziły się w wędkarską
pasję. Nie taką niedzielną, stanowiącą sposób na wspólne
spędzanie weekendowych dni, ale prawdziwą miłość do rzeki od
pierwszego wejrzenia. Nie straszny jej upał południa, chłód
poranka, deszcz czy chaszcze w drodze na łowisko. Z radością
zamienia modny i z gustem dobrany codzienny strój, na wodery,
kurtkę i oczywiście australijski kapelusz. Ten właśnie stanowi
nie tylko okrycie głowy, ale swego rodzaju talizman, bez którego
ryby brać nie będą. Choć rzadko mieliśmy okazję wspólnie
wędkować, to nawet te kilka dni były wystarczające, by dostrzec w
Marzenie instynkt rzecznego łowcy. To rzadka cecha, która jednym
jest dana od Boga, inni latami szukać jej będą pośród licznych
wyjazdów nad wodę. Czytanie rzeki, szukanie pstrągowych miejscówek
stanowi miarę wędkarskiego sukcesu a nauka tej trudnej sztuki trwać
może latami, czasem do końca życia nie stając się udziałem
wędkarza. Marzenie przyszło to zadziwiająco łatwo, gdy
niejednokrotnie cierpliwie obławiała różnymi przynętami
samodzielnie wybrane stanowiska, efektem były pstrągi na kiju.
Przyszedł jednak czas na wędkarstwo
muchowe, które od początku było celem drogi przez spinningowe
zmagania. Jedynie kompletowanie zestawu odsuwało w czasie chwilę
gdy Marzena stanie nad brzegiem rzeki z własną muchówką. Wczoraj
nadszedł ten dzień, gdy w piątkowej poczcie odebraliśmy przesyłkę
z wędziskiem. Sobota nie układała się najlepiej z racji domowych
obowiązków i dopiero wieczorne godziny dały okazję do spotkania i
krótkiego wypadu nad rzekę. Czyli telefon od przyjaciela,
przyjeżdżają z Marzeną czynić muchową powinność. Choć miałem
świadomość że Reda nie jest najlepszym miejscem początku
muchowej drogi, z ochotą zgodziłem się przyjąć rolę
przewodnika. Jedynie tutejsze lipienie skłaniały do wyboru łowiska
a możliwość ich złowienia, rokowała ujrzenie szerokiego
uśmiechu na na buzi „Naszej Pani”. Gdy stanęliśmy nad
pierwszą miejscówką i w pokazowych rzutach złowiłem lipienia,
kwestia pierwszego lipienia Marzeny zdawała się być tylko kwestią
czasu. Bardzo szybko złapała rytm pracy wędziska, linki i nimfy. Z
sobie wrodzonym wdziękiem i instynktem obławiała urokliwy wlew, z
każdym kolejnym pociągnięciem zestawu doskonaląc technikę. W tej
jednak chwili stary, niesprawdzony łącznik puścił wiązanie
przyponu a rozerwana pętla zmusiła do sklecenia naprędce
prowizorycznego łączenia. Powstała w ten sposób spora klucha na
końcu sznura, praktycznie zabrała nam przyjemność wędkowania,
czyniąc pracę zestawu dyskomfortową i nieskuteczną. Aby
nieszczęść było więcej na mojej „domowej” lince też pękł
łącznik na ostatnich tęczakowych zmaganiach i nie mogliśmy
reanimować zestawu zastępując go moim sznurem. Takie były trudne
początki, pierwszy dzień muchowego wędkowania Marzeny, ale mimo
przeciwności losu z godnością i podniesionym czołem dotrwała z
nami do zmierzchu. Wieczór zakończyliśmy na malowniczej
nadrzecznej polanie, gdzie otwarta przestrzeń dała okazję do nauki
rzutów długą linką, bo jak znam Marzenę prawdziwą przyjemność
odnajdzie w delikatnym kładzeniu suchej muszki w zasięgu
oczkujących w oddali pstrągów i lipieni. Może i dziś rzeka
lipieniem nie obdarzyła, ale nad swoimi brzegami doceniła obecność
Pani, racząc pięknie kwitnącymi wodnymi kwiatami.
Łączeń baldaszkowy (Butomus umbellatus L.)