Przechytrzenie ryby muchą lub błystką, pewny i opanowany hol dający zwykle niemałe emocje, nie są jeszcze pełnią sukcesu. Bez względu czy naszą zdobycz zabierzemy z łowiska czy zwrócimy jej wolność, ukoronowaniem wędkarskiej wyprawy jest ”uniesienie” ryby w geście triumfu. Czasem pamiątkowa fotka, czasem pocałunek na pożegnanie, jednak by tak się stało musimy ją najpierw skutecznie i bezpiecznie podebrać. Zwolennicy haczyków bezzadziorowych mają ten komfort, że niewielkiego salmonida uwalniają w wodzie wprawnym ruchem zsuwając palce po przyponie by uchwycić oczko haczyka i wypiąć rybę. Jednak nawet oni stają wobec konieczności umieszczenia ryby w podbieraku, z przyczyn już wymienionych lub w przypadku potrzeby dokonania pomiaru, np. podczas zawodów wędkarskich. Również gdy wymaga tego regulamin łowiska. Gorzej sprawa wygląda gdy nasz zestaw uzbrojony jest w kotwiczni lub haczyki zadziorowe tym bardziej w układzie ze skoczkiem a podbierak wyposażony jest w tradycyjną siatkę, nawet bezwęzłową.
W takiej chwili zaczynają się zwykle
kłopoty, bo ryba nawet osłabiona holem, stresem i szokiem wyzwala w
sobie naturalny instynkt przetrwania do końca walcząc o życie. Na
widok postaci wędkarza oraz przepastnego, ciemnego konturu siatki
podbieraka w ostatnie chwili wykonuje z naszego punktu widzenia
efektowne odjazdy, młynki i wyskoki. Nawet już podebrana potrafi
nieźle się szarpnąć, plącząc w oczkach siatki wystające groty
haczyków i kotwiczek. To chwila, której nie cierpimy bo już samo
wypięcie zdobyczy nastarcza niemałych kłopotów a na koniec i tak
zostajemy z zamotanym zestawem w podbieraku. Wypinanie ryby w takich
warunkach to dla niej kolejne stracone minuty poza wodnym
środowiskiem, które w połączeniu z czasem trwania holu i
zmęczeniem mogą skończyć się jej śnięciem mimo, że w naszym
przekonaniu odpłynęła cała i zdrowa.
Wielokrotnie już widywałem wędkarską
gorączkę, gdy ważniejszym staje się szybkie uwolnienie zestawu z
podbieraka, niż pomoc rybie w odzyskaniu sił przez podtrzymanie jej
w nurcie. Zwykle mając perspektywę utraty cennych chwil na
doprowadzenie sprzętu do łowności, nasza zdobycz jest po prostu
wrzucona byle jak do wody. W uzupełnieniu pamiętać musimy, że
kontakt z rybiego ciała nawet z naszymi dłoniami jest niebezpieczny
bo usuwamy w ten sposób śluz stanowiący naturalną ochronę przed
infekcjami, nie mówiąc już o długotrwałym wycieraniu w choćby w
mokrej siatce podbieraka.
W tym miejscu stali bywalcy mojej witryny domyślają się do czego zmierzam. Poprzedzająca ten wpis prezentacja ”Ducha”, podbieraka o silikonowej siatce Firmy EGO, była zapowiedzią opisu osobistych i praktycznych spostrzeżeń jego użytkowania. Nawet te kilka upalnych wyjść nad wodę było okazją do testów lądowania ryb łowionych na muchowy zestaw ze skoczkiem oraz na spinning z użyciem małych woblerów pstrągowych. Starając się być rzetelnym i obiektywnym w swoich sądach zacznę od minusów. Podbierak na ”sucho” jest nieco cięższy od wykonanych z podobnego drewna wyrobów innych firm stosujących klasyczną, sznurkową siatkę. To za sprawą innej wagi samego silikonowego czerpaka. Jednak nawet przy całodniowym noszeniu na plecach nie jest to zauważalne i uciążliwe.
Teraz mogę już z czystym sumieniem przejść do zalet, których niemała lista otwiera się przed
użytkownikiem. Parafrazując znane hasło branży
kosmetycznej ... ” Zawsze sucho, zawsze czysto, zawsze pewnie”, podkreślić należy szczególną możliwość utrzymania czystości
oraz natychmiastowego osuszenia silikonowej siatki. Sami wiecie jak
nieprzyjemnym jest zarzucanie na plecy uwalonego rybim śluzem mokrego podbieraka oraz uciążliwym jego wypłukanie. Zawsze pozostaje zapach
łowiska, który wleczemy w ten sposób do samochodu i do domu. W
przypadku ”Ducha” to jeden ruch w wodzie i powietrzu, by pozbyć
się organicznych pozostałości i wilgoci. Jednak w tym przypadku
nasz komfort choć istotny nie jest najważniejszy. Sznurkowe siatki,
nawet te najnowszej generacji bezwęzłowe są środowiskiem
sprzyjającym osadzaniu i przenoszeniu chorób i pasożytów na inne
łowiska. Przy wymęczonych wieloma innymi czynnikami naszych
rzekach i populacjach łososiowatych, może choć my używając
siatek Ghost nie przyłożymy ręki do potęgowania zagrożeń.
Wracając do kolejnych walorów użytkowych, wczoraj łowiłem na małe woblerki pstrągowe,
uzbrojone w standardowe kotwiczki zadziorowe. Nie jestem jeszcze w
przeciwieństwie do lipienia zwolennikiem metody no- kill w przypadku
letniej troci, tym bardziej tęczaka, Ryb, które wczoraj były
przedmiotem moich zainteresowań a w przypadku tego drugiego skusiły
się na moją przynętę. Podbierając je nowym podbierakiem z
silikonową siatka zaraz przypomniały mi się czasy, gdy zwykle
druga kotwiczka więzła w ”klasycznej” siatce, szczególnie ta o
cienkich trzonkach, której grot przebijał bezpośrednio sploty
sznurka. Jeszcze gorzej gdy zaplątała się ta, na której
posadziliśmy zdobycz. W takim przypadku uwolnienie zestawu było
nie tylko czasochłonne, ale czasem kończyło się uszkodzeniem
siatki lub nawet woblera. Podobnie sprawa wygląda z muchowym
skoczkiem lub prowadzącą, gdy luźno zwisająca zwykle ugrzęźnie w podbieraku. Teraz jest po kłopocie, można bez
przykrych konsekwencji unieść rybę z siatki typu Ghost, nie
oglądając się co dzieje się luźną kotwiczką, wobler wyskakuje
sam osadzony jedynie w rybim pysku lub dodatkowa mucha bez zaczepu
wędruje z wyjmowaną rybą.
Kiedy ręce zgrabiałe od mrozu a kotwiczki woblera wplątane w siatkę podbieraka, wydobycie ryby nie jest ani łatwe, ani przyjemne.
W mojej wędkarskiej praktyce bardzo
sobie cenię wykonywanie zdjęć złowionych ryb szczególnie tych,
które wypuszczam. To swego rodzaju zadośćuczynienie i substytut
atawistycznej potrzeby zdobycia trofeum. Staram się tak czynić, by
rybka pozowała w wodzie. Bo czy Was nie drażnią fotografie okazałych lub niekoniecznie, pstrągów i
lipieni uwalonych w piasku lub liściach z dopiskiem: ” Rybka
wróciła do wody” ?. Czasem także pstrąg konsumpcyjny zasługuje na portrecik.
Zwykle samotnie podążam brzegami rzek a nawet łowiąc w grupie i tak zagubię się gdzieś w zakamarka linii brzegowej w poszukiwaniu nie tylko ryb ale też fotograficznych motywów. W takich przypadkach jestem zmuszony do przytrzymania ryby jedną ręka a drugą do manipulowania ciężkim aparatem jakim jest lustrzanka. Jednak przy zachowaniu maksimum delikatności i ostrożności nie zawsze zdobycz chce cierpliwie pozować do fotki. Trzeba ją przytrzymać co nigdy nie jest dla niej bezpieczne. Najlepszym rozwiązaniem jest wykonanie zdjęć w podbieraku ale często ciemna, praktycznie czarna, klasyczna siatka niweczy oczekiwany efekt. Tu również z pomocą nadchodzi ”Duch”, transparentny praktycznie przeźroczysty ujawniający szczegóły i piękno barw łososiowatych. Zaleta jest dalej idącym udogodnieniem, choć w tym przypadku zdam się na opinie innych użytkowników, którzy uznają silikonowe siatki, jako mniej płoszące ryby w ostatniej fazie lądowania.
Zwykle samotnie podążam brzegami rzek a nawet łowiąc w grupie i tak zagubię się gdzieś w zakamarka linii brzegowej w poszukiwaniu nie tylko ryb ale też fotograficznych motywów. W takich przypadkach jestem zmuszony do przytrzymania ryby jedną ręka a drugą do manipulowania ciężkim aparatem jakim jest lustrzanka. Jednak przy zachowaniu maksimum delikatności i ostrożności nie zawsze zdobycz chce cierpliwie pozować do fotki. Trzeba ją przytrzymać co nigdy nie jest dla niej bezpieczne. Najlepszym rozwiązaniem jest wykonanie zdjęć w podbieraku ale często ciemna, praktycznie czarna, klasyczna siatka niweczy oczekiwany efekt. Tu również z pomocą nadchodzi ”Duch”, transparentny praktycznie przeźroczysty ujawniający szczegóły i piękno barw łososiowatych. Zaleta jest dalej idącym udogodnieniem, choć w tym przypadku zdam się na opinie innych użytkowników, którzy uznają silikonowe siatki, jako mniej płoszące ryby w ostatniej fazie lądowania.
W podsumowaniu napisze tak …
polubiłem ”Ducha”od pierwszych chwil użytkowania, podbierak ze
wszech miar praktyczny i bezpieczny dla ryb. Nie bez znaczenia jest też cena detaliczna podbieraka EGO - 125 zł a więc na przeciętną kieszeń wędkarza.