“Magia chrusta.”


“Magia chrusta.”
Opowiadanie konkursowe, Autor - Jakub Wawryniuk












Czerwcowy, upalny dzień. Od czasu do czasu powiewa przyjemny wiaterek. Warunki sprzyjają wędkowaniu. Bez dłuższej chwili namysłu postanawiam wybrać się na moją niezwykłą, malutką rzeczkę, która wije się między łąkami i drzewami. Rzeczkę, która jest miejscem moich ucieczek przed szarą codziennością, miejscem w którym liczy się tylko ta chwila, w której to mogę rozłożyć swoją muchówkę i połączyć się z naturą, zatracając się w każdym wykonywanym przeze mnie rzucie. Wokół mnie panuje wyłącznie cisza, którą zagłusza od czasu do czasu śpiew ptaków. Przypiekające słońce stało się impulsem dla chruścików, które dosyć licznie pojawiały się nad wodą, wykonując od czasu do czasu swój rytualny taniec na jej powierzchni. Przepiękny widok ...













Z pozoru martwa rzeka ujawniła obecność dużej ilości białorybu, ryby zbierały owady dosłownie wszędzie, zarówno na płytkich blatach, jak i w głębszych dołkach. Kiedy namierzyłem miejsca żerowania ryb, wtedy to dobrałem najbardziej zbliżoną imitację do latających chruścików i przystąpiłem do tego niezwykłego spektaklu. Pierwszym miejscem, które zacząłem obławiać był głęboki dołek. Wykonuję pierwszy rzut, muszka spływa swobodnie z nurtem, postanawiam trochę nią posmużyć. Muszka przepływa koło zatopionego konaru i nagle od dna odrywa się piękna “klucha”, która łapczywie połyka moją muszkę. Jednak hol nie potrwał zbyt długo, gdyż mój cwany przeciwnik wyskoczył nad wodę demonstrując mi swoją wyższość i urodę, tym sposobem odnalazł klucz do swojej wolności. Wykonuję kolejne rzuty i udaje mi się złowić kilka jelców, które bardzo zainteresowały się moim chruścikiem. 




Posyłam muszkę jeszcze raz w te same miejsce, prowadzę ją dosyć agresywnie i nagle następuje zbiórka. Na końcu mojego zestawu zameldowała się dosyć spora ryba, która próbuje się uwolnić kilkoma energicznymi zrywami, po kilkudziesięciu sekundach w moim podbieraku znalazł się czterdziesto centymetrowy jaź. Krótka sesja fotograficzna i ryba wraca do wody. Postanawiam zmienić miejsce i to co zaobserwowałem wprawia mnie w osłupienie, rzekę przemierzają stada przepięknych ryb różnych gatunków, jest to niecodzienny widok. Zatrzymuję się przy zakręcie, na którym znajduje się piękna rynienka. Wykonuję kilka rzutów, niespodziewanie mojego chruścika połyka przyzwoity kleń. Ryba zaskakuje mnie swoją walecznością, stara się uciekać pod prąd, po to by za chwilę oddać się sile nurtu i spłynąć kilka metrów poniżej mnie. Po emocjonującej walce udaje mi się ją podebrać, jest podobnych rozmiarów co jaź. Tego dnia udaje mi się złowić jeszcze kilka niedużych kleni i sporo jelców.





Ten dzień na zawsze pozostanie w mojej pamięci. To właśnie tego dnia moje “muszkarstwo nizinne” nabrało sensu, nałóg ten ogarnął mnie całkowicie,  pochłaniając moje serce i nadając sens mojemu życiu, bo czy istnieje bardziej niewinna w swej naturze pasja niż dobrze ukierunkowane wędkarstwo?