Ostatnie dni grudnia, okres gorączkowych odwiedzin siedziby koła PZW nr. 80, Wejherowo Miasto. Większości udziela się atmosfera nadchodzącego sezonu połowu troci. Frekwencja pragnących zapłacić składkę, jak zwykle duża w takich dniach i może jedna z nielicznych okazji by w siedzibie koła spotkać wielu Kolegów. Znanych ze spotkań nad wodą i tych bardziej anonimowych, okazjonalnie przemykających brzegami rzeki. W oczekiwaniu do "okienka" zwykle zasiadamy za długim stołem wypełniającym nieomal całe pomieszczenie niewielkiego lokalu znajdującego się w suterynie starej kamienicy. Trochę zimno, trochę ponuro, wiadomo koszty. Jednak niedostatki lokalowe rekompensują gorące rozmowy kolegów, opowieści znad wody, małe prawdy i wielkie mity o złowionych rybach w kończącym się sezonie. Nieco goryczy o kłusownictwie i bierności strażników, o UDN troci, czyli taki Redowy standard. Jednak uważnie przysłuchując się tym opowieściom rysuje się prawdziwy obraz rzeki, kondycji i liczebności łososiowatych, bo kto jak nie miejscowi wędkarze, potrafi tak skutecznie monitorować własna wodę. Płynie z tego pouczająca lekcja, wręcz gotowy scenariusz zdarzeń, który winny być z uwagą i pokorą wysłuchany przez działaczy Koła oraz Zarządu Okręgu Gdańsk.
W tym roku jednak i tego nam odmówiono, ustawiając nas jedynie do związkowej kasy jak anonimowych klientów supermarketu. Jakie było moje zdziwienie gdy w piwnicznym korytarzu prowadzącym do drzwi siedziby koła zastałem długą kolejkę stłoczonych wędkarzy a na pytanie co się dzieje, padła odpowiedź:
- Wpuszczają pojedynczo.
- Pani "Zosi" przeszkadza gwar naszych rozmów i nie może się skupić nad obliczaniem stałej należności w postaci 290 zł od łebka.
Stoimy jak barany w zatęchłych katakumbach, każdy ściska komplet dokumentów i banknoty. Panuje złowroga cisza i ponury nastrój obowiązku zaniesienie w zębach związkowej daniny. Nikomu nie chce się pogadać, czasem ktoś zdobywa się na nieco uszczypliwości pod adresem władz koła. Tyle naszego, tyle integracji, poszanowania nas jako członków PZW.
- Następny proszę ...
Jestem starym wędkarzem wiele już widziałem, ale nikt jeszcze nie potraktował mnie z buta, tak jak włodarze naszego koła. Widziałem też Redę pełną lipieni, dorodnych kardynałów gotowych do współpracy przez wszystkie dni sezonu. Ryby zbierające susz w upalne wieczory lata, targające zestawem mokrej muchy za dnia i podejmujące ochoczo nimfę w zakamarkach rzecznej toni. To był róg obfitości wszelkich roczników a każdy fragment rzeki był cudowną miejscówką. Dziś lipieni nie ma. Na odrobinę szczęścia można liczyć w tradycyjnie dobrych okresach połowu, w czerwcu i jesienią. Jednak to zaledwie namiastka dawnych czasów. Mimo trwających od lat rekordowo wysokich zarybień tym gatunkiem, w tym i poprzednich sezonach 15 tysięcy sztuk, sytuacja nie ulega poprawie. Tak też można posumować kończący się sezon roku 2013. Żarłoczne podrostki okołowymiarowe, stanowiące niegdyś podstawę populacji, obecnie prawie w zaniku. Lipienie w przedziale 40 - 50 cm, to teraz prawdziwe trofea. O przyczynach takiego stanu napisano już wiele. Gdzie się podział lipień z Redy, czyli sprawa dla Archiwum X.
Jednak bez względu jakie są przyczyny obecnie katastrofalnej populacji lipienia Redy, należy powiedzieć wprost. Nie ma woli, wiedzy i zaangażowania, by rozwiązaniem problemu się zająć. Funkcjonujący od lat system realizacji operatów zwalnia władze związkowe z myślenia, choćby w postaci monitorowania przeżywalności narybku. Pozostawiając natomiast nieograniczone pole do wystawiania piersi po medale i odznaczenia. Wszelkie głosy z terenu oraz inicjatywy oddolne ukierunkowane na zmianę przepisów, płynące od Kolegów najlepiej, bo nie zza biurka znających prawdziwy obraz Redy, rozbijają się o beton ZO Gdańsk.
Oto na stronach Okręgu z dumą prezentowany jest komunikat następującej treści. "W dniu 10 grudnia 2013 r. w Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance zostały wręczone przez Wicemarszałek Województwa Pomorskiego Hannę Zych-Cisoń. Nagrody Bursztynowego Mieczyka dla najlepiej działających organizacji pozarządowych z Pomorza. Nagrodę główną w kategorii edukacja ekologiczna i ochrona środowiska otrzymał Polski Związek Wędkarski Okręg w Gdańsku. Nagroda Bursztynowego Mieczyka dla PZW Okręg w Gdańsku.
Widać szacowna kapituła konkursu nie zaglądała nad wykarczowane brzegi Redy, gdzie pod pozorem ochrony podtapianych łąk dogadano się lobby kajakowym. A może za ochronę środowiska uznano skuteczność w ściąganiu związkowych składek, wrzucając do jednego wora wszystkie wody górskie okręgu. Pewnie z tych samych powodów przyznano owego Mieczyka za wyjątkowo aktywną postawę Okręgu Gdańsk w walce z UDN troci lub odbudowę populacji lipienia. Wiem, pewnie w tej kategorii o przyznaniu nagrody zdecydowała ochrona wód przed kłusownictwem w postaci niezliczonych kontroli doskonale wyposażonych i dofinansowanych służb.
Zapewne z dumą nie mniejszą niż odbiór medali PZW, działacze okręgu odbierali Mieczyka za działalność edukacyjną młodzieży. Propagowanie idei C&R, haczyków bezzadziorowych, organizację niezliczonych odcinków no-kill. Przecież od lat treści niosące przesłanie nowoczesnego wędkarstwa dominują na związkowych portalach a ze świecą już szukać komunikatów o masowych połowach karasi o puchar wójta Koziej Wólki ( bez urazy) i podobnych atrakcjach.
Przemierzam brzegi Redy jak co roku. Od lat widzę pogrążającą się rzekę w bezmiarze ludzkiej ignorancji, głupoty i arogancji. Będzie tak się działo, póki o jej losach decydować będzie grupka okręgowych biurokratów. Dbających jedynie o porządek w kolejce do związkowej kasy, gdzie w milczeniu stoją wędkarze pełni troski, z głową pomysłów, marzeń oraz zduszonych w zarodku inicjatyw.