Zakaz zabijania łososi w Słupi ... kolejny absurd ichtiomatołków.

By rzecz od początku była jasna  ... byłem i jestem za ochroną ryb łososiowatych w naszych rzekach. Jednak czytając radosne komunikaty na Forum o Rybach Szlachetnych zastanawia mnie płynący tam entuzjazm wobec decyzji  -  od początku roku 2016 na rzece Słupi obowiązuje zakaz zabijania złowionych łososi. Zarząd Okręgu PZW Słupsk przychylił się do wniosku koła "Trzy Rzeki" o objęciu łososi ochroną i przegłosował wnioskowaną uchwałę. Sami zainteresowani przywołują stwierdzenie - cytuję:" Wędkarze z nad Słupi zajmują się ochroną i gospodarowaniem łososiami które powracają do Słupi na tarło, nie zajmujemy się gospodarowaniem populacjami łososi w Bałtyku. Łososie poławiane w Bałtyku właściwie nie mają nic wspólnego z polskimi łososiami." ... koniec cytatu. 

Zadziwiające, tym bardziej że nie dowiedziałem się co oznacza "gospodarowanie łososiami, które powracają do Słupi na tarło" i co to jest polski łosoś. Pewnie chodzi o łososia atlantyckiego (Salmo salar), nie pochodzącego z hodowli. Jeśli tak to przy okazji unijnej awantury czytamy:

"Jest rok 2007. Federacja Zielonych, Grupa Szczecińska pisze: Obecne przepisy dotyczące rybołówstwa łososiowego na Morzu Bałtyckim zezwalają na stosowanie przez jeden statek (kuter) rybacki 21 km dryfujących sieci pelagicznych czyli pławnic. Biorąc pod uwagę, że ponad 300 statków poławia na Bałtyku łososia atlantyckiego (Salmo salar) w ten sposób, każdego dnia mogą być wydawane pławnice o łącznej długości 6300 km. Połowy tego gatunku na otwartym morzu nie są wybiórcze, tzn. nie można rozróżnić ryb hodowlanych i wypuszczanych do morza od zagrożonych wyginięciem dzikich łososi, które rozradzają się w rzekach wpadających do Morza Bałtyckiego."  (Postawą zakazu pławić była ochrona morświna a nie populacji łososi ... dopisek autora)


Wobec stwierdzenia zawartego w tekście (na żółto) wprowadzony na Słupi zakaz wydaje się jedynie radosną twórczością. To większa szkoda niż pożytek, bo już sami zainteresowani podkreślają, że nie interesuje ich to co dzieje się z łososiem na Bałtyku. Pewnie nie interesuje ich również ilość sieci rybackich przy ujściach rzek pomorskich oraz nielimitowane połowy morskie łososi, dokonywane przez wędkarzy na naszych wodach przybrzeżnych. 

Ciekawostką jest argumentacja, która leżała u podstawy tej decyzji, opisana przez innego Kolegę na wspominanym forum - cytuję: " Generalnie wszystko się zgadza, jednakże warto wiedzieć, że:
1. Z propozycją wprowadzenia zakazu zabijania łososi w Słupi wystąpił do użytkownika rybackiego Pan dr. inż Rafał Bernaś podczas posiedzenia zespołu ds. zarybień Polskich Obszarów Morskich dnia 26 września 2013 r. Pan Bernaś z IRŚ uczynił to w trakcie spotkania tego znanego gremium dysponującego pieniędzmi publicznymi na zakup smoltów troci i łososi przeznaczonymi do zarybień. Sądzę, iż nic nie stało na przeszkodzie aby wystąpił do przewodniczącego Komisji Pana prof. Bartla z propozycją ograniczenia połowów łososi przez polskich rybaków.
2. Kilka, kilkanaście sztuk narybku jesiennego łososi łowionego corocznie w Słupi i UZNANEGO przez naszych ekspertów za pochodzący z naturalnego tarła to rybki, które pod względem genetycznym pochodzą z populacji łotewskiej. Rzeczywiście jeżeli owe badania genetyczne łososi w Bałtyku dały takie wyniki, to można śmiało stwierdzić, że w efekcie niezwykle udanej restytucji trudno złowić ,,nasze" tzn. łotewskie łososie z Daugawy w Bałtyku. A cha byłbym zapomniał w rzekach oczywiście również, ( jeżeli wierzyć danym na które powołuje się dr Bernaś we wrześniu 2013 r. wędkarzy pozyskali 5 szt. tych ryb w Słupi ... koniec cytatu.

Dodajmy do tego brak umiejętności przeciętnego wędkarza w odróżnieniu łososia od troci lub pstrąga w przypadku mniejszych egzemplarzy i mamy komplet nieszczęść. Chyba , że posługiwać się będą słynną metodą - 30-50 cm pstrąg, 50-80 cm troć ... 80 w górę  - łosoś.


W moim przekonaniu to wyjątkowo szkodliwa i nieprzemyślana decyzja, która ładnie brzmi medialnie i sugeruje daleko idącą troskę o stan naszych łososiowatych. Jednak przyglądając się sprawie z dystansu i odrzucając euforyczne emocje, że coś w ogóle zrobiono mamy obraz pogrzebania kijem w rzece na pożytek kolejnej pracy naukowej i sposobności wydania nieco kasy ... tyle i tylko tyle. Chyba, że pięć łososi, którym uda się przedostać do rzeki odbuduje dziką populację Salmo salar. Pomijam już fakt potencjału rzeki Słupia w odbudowie populacji "dzikiego" łososia. 

Zarządy Okręgowe PZW cedzą i celebrują latami naprawdę istotne decyzje wobec ryb łososiowatych. Nie ograniczono absurdalnych limitów dziennych w połowach pstrąga potokowego, lipienia i troci. Z oporem powstają odcinki no- kill, o bezzadziorowych obligatoryjnie haczykach w skali całego kraju już nie wspomnę, podobnie jak o redukcji kotwiczek. Brak ochrony wód i monitorowania efektów zarybień, wymieniać można w nieskończoność. Co mamy? ... ogłoszony "narodowy" program ochrony łososia w oderwaniu od rzeczywistości, tak jakby ryby tego gatunku całe życie spędzały w Słupi i można było nimi gospodarować. Mało tego, z entuzjazmu zainteresowanych wynika, że ich potomstwem obdzielimy całą Europę . Polscy ichtiolodzy autorami cudu.

Jestem w stanie zrozumieć wprowadzenie zakazu zabijania troci w rzekach Pomorza, którego podstawą i uzasadnieniem będzie ochrona tych nielicznych tarlaków, które nie zostały dotknięte UDN. Jednak na taką decyzję żaden Okręg się nie zdecyduje, bo rzeka kasy z opłat na "wody górskie" wyschnie jak polskie rzeki tego lata a na związkowych stołkach jeść coś trzeba. Lepiej mydlić nam oczy ochroną łososia pod iluzorycznym pozorem odbudowy populacji.

Niestety ichtiomatołki, które maja wpływ na decyzje działaczy PZW nie raczyli zauważyć co jest istotą problemu łososiowatych w naszych rzekach i Bałtyku. Sprawa jest banalnie prosta ... jesz nas zbyt dużo konsumentów wędkarskich i rybackich wobec możliwość wspomnianych akwenów. By zaspokoić popyt na wędkarskie emocje i rybę konsumpcyjną mamy rozbudowaną produkcję w hodowlach i takiej wydajności oczekujemy od naszych rzek. Efektem jest bezmyślne zarybianie oraz UDN, przełowione rzeki i steki wędkarzy nad ich brzegami oczekujących więcej i więcej. Wszystko to za symboliczne pieniądze, których nie wystarcza na skuteczną ochronę i brak przepisów ograniczających presję oraz ilość dopuszczonych do pozyskania ryb w postaci absurdalnych limitów dziennych.

Polskie rzeki to darmowe koryto rabowane już przy ujściach przez rybaków, w ich biegu przez kłusowników i wędkarzy walących w beret tysiące pstrągów i lipieni w majestacie prawa ... a Wy zabieracie się za ochronę pięciu tarlaków łososia? Nie wiem ile łososi powinno odbyć tarło w Słupi, pewnie tysiące by zaspokoić popyt wędkarzy, których dzień wędkowania nad pomorskimi rzekami kosztuje 80 groszy, za które mogą zabrać codziennie kilka ryb łososiowatych.

Jest takie powiedzenie -  Rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki, na cuda trzeba chwile poczekać ... może czas zacząć od tych niemożliwych.

.........................................................................................................................................................................

Suplement ... jak głos Kolegi w dyskusji z FORS, cytuję:
"Nad Słupią nigdy nie wędkuję i nie wędkowałem. Jeżeli chodzi o zakaz zabijania łososi to w zasadzie nie moja rzeka, nie mój okręg i nie moja sprawa. Jestem też w stanie ścierpieć wiele, więc przyzwyczaiłem się już do tego, że po upływie ponad 20 lat od udanej restytucji łososi do naszych rzek rzeczywistość nad nimi przedstawia się tak:
1. Pomimo usilnych, kilkuletnich badań genetycznych (lata 2003 - 2006) nie potwierdzono, że w jakimkolwiek kopcu tarłowym, w jakiejkolwiek polskiej rzece lub jej dopływie znajduje się ikra łososia:
2. Ilości tarlaków łososi pozyskiwanych w punktach odłowu tarlaków jest śladowa, więc de facto TYCH RYB W POLSKICH RZEKACH NIE MA;
3. Niektórzy eksperci sugerują wprost, że ,,należałoby jeszcze raz rozważyć wybór materiału zarybieniowego do celów restytucji łososia na terenie Polski"

Wszystko to jednak nic w porównaniu z pracą naukową ,,Occurrence of juvenile salmon, Salmo salar L., from natural spawning in the Slupia River (northern Poland)" z 2009r. w której nasi naukowcy z IRŚ na podstawie 25 szt. narybku jesiennego łososi złowionych w Słupi w latach 1999-2008 oraz danym opublikowanym przez prof. Chełkowskiego obliczają populację łososi w Słupi na poziomie 100 sztuk co wg. Autorów ,,is relatively few and very close to the minimal effective population size, which, for salmon, is 150 spawners annually".
Panowie powiem brutalnie: przyjmijcie do wiadomości, że 0-0,64% to niekoniecznie oznacza to samo co mniej niż 1%, a raczej bardziej oznacza nieco ponad 0,5%, natomiast 0,5% z liczby 8000 to jest 40, więc Wasze stado łososi wynosi nie 100 sztuk a raczej coś koło tych 40. Wasze 25 rybek sami żeście uznali za pochodzące z naturalnego tarła i na tej podstawie tworzycie jakieś teorie zwane opinią naukową.

Nie jestem ichtiologiem, nie mam tytułu naukowego wiem natomiast z ogólnodostępnej literatury, że na 2 niewielkich tarliskach poniżej Słupska nie narodzi się samorekrutująca populacja łososi. Powinniście też pamiętać o tym, że wielkość populacji determinuje min. ilość dostępnych powierzchni tarliskowych z odpowiedniej jakości substratem (!) i żerowisk dla narybku. Wielkości te są powszechnie znane i można sobie o tym poczytać chociażby w pracy prof. Domagały i dr.Nyka ,,Sztuczne tarliska dla ryb litofilnych w rzekach pomorskich". Z opracowania tego można się też dowiedzieć, iż na Pomorzu nie ma zbyt wielu miejsc tarliskowych z odpowiednim substratem dla tarlaków łososi, a od siebie dodam, że jak są, to w górnych odcinkach dorzeczy gdzie te ryby aby dopłynąć muszą pokonać przepławki" ... koniec cytatu.